The Texas Massacre Will Not End America’s Romance with Guns

<--

Masowe zabójstwa z użyciem broni palnej to tragiczna „specjalność” Ameryki. Po podobnych masakrach w innych krajach wprowadzano prawa ograniczające możliwość zakupu broni. W USA okazuje się to niewykonalne.

19 dzieci i co najmniej dwoje dorosłych zastrzelił we wtorek w szkole podstawowej w miasteczku Uvalde w Teksasie 18-letni Salvador Ramos. To już 27. masakra tego rodzaju od początku roku w amerykańskich szkołach i jedno z największych masowych zabójstw w ostatnich latach. Ich liczba wzrasta. Raptem dziesięć dni temu w Buffalo w stanie Nowy Jork 18-letni Peyton Grendon zabił dziesięć osób w sklepie sieci Walmart; morderca działał z pobudek rasistowskich (ofiary były Afroamerykanami). W 2018 r. w Parkland na Florydzie Nikolas Cruz zastrzelił 17 uczniów, a w 2012 w szkole podstawowej Sandy Hook w Newtown w stanie Connecticut inny psychopatyczny morderca zabił 26 osób, w tym 20 dzieci i sześcioro dorosłych.

Strzelaniny. Specjalność Ameryki

Masowe zabójstwa z użyciem broni palnej to tragiczna „specjalność” Ameryki. Po podobnych masakrach w innych krajach, np. Wielkiej Brytanii, wprowadzano prawa ograniczające możliwość zakupu broni przede wszystkim przez osoby stanowiące ryzyko dla bezpieczeństwa innych. W USA okazuje się to niewykonalne. Chociaż liczba masowych mordów tego rodzaju wzrasta, w ostatnich 20 latach nawet rozluźniono restrykcje – Kongres nie przedłużył np. wprowadzonego w latach 90., ale tylko na dekadę, zakazu półautomatycznej broni typu wojskowego. Wiele stanów uchwaliło prawa pozwalające na noszenie broni przy sobie w miejscach publicznych. Prawo federalne wymaga, by sprzedawca broni sprawdzał najpierw, czy nabywca nie był karany lub leczony psychiatrycznie, ale obowiązek takiej weryfikacji nie obejmuje sprzedaży w internecie i na popularnych targach, przeważnie na terenach wiejskich, gdzie – jak się szacuje – kupuje się ponad 20 proc. broni.

Prawne luki tego rodzaju próbuje się wypełnić do dawna, ale wszelkie starania w tym kierunku napotykają zażarty opór republikanów w Kongresie, bo restrykcji nie życzy sobie potężne gun lobby zorganizowane w Krajowym Stowarzyszeniu Strzeleckim (NRA), zrzeszającym producentów, handlarzy i właścicieli broni palnej. NRA jest jednym z najhojniejszych sponsorów politycznych kampanii; republikańscy senatorowie corocznie dostają od niego na te cele miliony dolarów.

Prawica argumentuje, że broni prawa do samoobrony, gwarantowanego rzekomo w drugiej poprawce do napisanej pod koniec XVIII w. konstytucji. Ale poprawka ta mówi o prawach „milicji”, ówczesnych ochotniczych oddziałów lokalnej lub stanowej samoobrony przed autokratycznymi nadużyciami rządu federalnego, a nie o prawach indywidualnych obywateli. Rozszerzenie tej interpretacji ma w istocie korzenie kulturowe – jest dziedzictwem etosu amerykańskiego pogranicza, gdzie brak wystarczającego państwowego aparatu ścigania zmuszał obywateli do samodzielnej walki z przestępczością i obrony przed Indianami. Ubocznym niejako efektem jest wciąż żywa w niektórych regionach tradycja używania przemocy i powszechność posiadania broni palnej – ma ją w domu ponad połowa Amerykanów, wielu z nich cały arsenał broni ręcznej.

Joe Biden jak zwykle załamuje ręce

Po masakrze w Uvalde prezydent Joe Biden szybko wygłosił przemówienie, w którym jak zwykle załamywał ręce nad tragedią i wezwał Kongres do uchwalenia bardziej restrykcyjnego prawa. Przywódca demokratycznej większości w Senacie Chuck Schumer zapowiedział wniesienie pod głosowanie projektu ustawy, która wydłużyłaby okres sprawdzania nabywców broni pod kątem karalności i zdrowia psychicznego oraz rozszerzyła obowiązek ich weryfikacji na transakcje w sieci i targach. Rozległy się też apele, by wprowadzić znowu zakaz automatycznej broni ofensywnej. Następnego dnia Schumer oświadczył, że głosowania nie będzie, bo brakuje głosów.

Podobną ustawę znoszącą lukę umożliwiającą zakupy broni na targach i w internecie, a także zabraniającą sprzedaży magazynków na duże ilości amunicji, próbowano uchwalić w zeszłym roku. Projekt przeszedł w Izbie Reprezentantów, gdzie demokraci mają większość, ale utknął w Senacie, gdzie do uchwalenia czegokolwiek poza budżetem potrzeba minimum 60 głosów (na 100). Głosowanie można blokować przeciąganiem debaty w nieskończoność (tzw. filibuster), a demokratyczna większość, gdy podział mandatów między partiami jest równy (50:50), wisi na jednym głosie wiceprezydent Kamali Harris. Schumer musiał się zorientować, że republikanie mimo śmierci 19 dzieci nie zmienili swego nieprzejednanego stanowiska. Senatorowie GOP Ted Cruz i James Inhofe przyznali to bez ogródek już po zbrodni w Teksasie.

Demokracja w USA pozostawia wiele do życzenia

Wspomniane propozycje restrykcji określane są jako „zdroworozsądkowe” i według sondaży popiera je ponad 80 proc. Amerykanów, w tym nawet większość właścicieli broni i osób zarejestrowanych w GOP. Fakt, że Kongres nie chce ich uchwalić, jest prawdopodobnie najsilniejszym dowodem, że demokracja amerykańska, mówiąc delikatnie, pozostawia wiele do życzenia. Legislatorzy siedzą w kieszeni potężnych grup interesów i zamożnych sponsorów, których preferencje rozmijają się z interesami i poglądami całego społeczeństwa. I nie dotyczy to tylko dostępu do broni palnej.

Po zbiorowym zabójstwie w Uvalde działacze ruchu na rzecz kontroli dostępu do broni wezwali Bidena, żeby nie oglądając się na Kongres, wprowadził restrykcje mocą prezydenckiego dekretu. Skorzystał już wcześniej z takiej ewentualności, zakazując tzw. ghost guns, czyli broni palnej, pistoletów lub karabinów, które można samodzielnie złożyć z części kupionych w internecie. Biały Dom oświadczył jednak, że tutaj ma ograniczone możliwości i tylko Kongres może uchwalić skuteczniejsze prawa. Dekrety może poza tym unieważnić jednym pociągnięciem pióra następny prezydent.

Masakra w Teksasie. Co to zmieni?

Krytycy wspomnianych inicjatyw legislacyjnych zwracają uwagę, że wielu sprawców masakr – tak jak zabójca z Uvalde – nabyło broń całkowicie legalnie, i to w sklepach podlegających przepisom o sprawdzaniu nabywców. Pistolety i szybkostrzelne karabiny kupują często osoby – z reguły mężczyźni – niewidniejące w rejestrach skazanych, nieleczone psychiatrycznie, niezdradzające niemal żadnych wyraźnych objawów psychopatii czy zbrodniczych zamiarów. Co prawda wielu z nich sugeruje swoje intencje lub plany na portalach społecznościowych. Nawet takie niepełne restrykcje na zakup broni mogłyby zapewne zapobiec przynajmniej niektórym masakrom.

Z drugiej strony proponowane ograniczenia na pewno tylko częściowo zmniejszyłyby ogromną skalę zabójstw z użyciem broni palnej w USA. Radykalna redukcja tego zjawiska wymagałaby radykalnych działań, takich jak konfiskata większości z ponad 300 mln sztuk broni pozostających w posiadaniu Amerykanów. Trudno to sobie dziś wyobrazić. Problem w tym, że w pozostałych krajach wysoko rozwiniętych zasadą kontroli broni jest racjonowanie licencji na nie, przyznawanie pozwoleń tylko tym, którzy uzasadnią, że jej naprawdę potrzebują. W USA uważa się, że każdy ma do niej prawo, bo każdy może jej potrzebować. Romans Amerykanów z gunami trwa i nic nie zapowiada, by miał wygasnąć.

Sytuacji tej nie zmieni także tragedia w Uvalde. Tym bardziej że za niespełna pół roku odbędą się wybory do Kongresu, a kandydaci bardzo potrzebują pieniędzy na kampanię.

About this publication