Jędrzej Bielecki: To USA zdecydują o losie Ukrainy
Wołodymyr Zełenski objeżdża Europę, ale po to, aby wywrzeć presję na Joe Bidena. Bo tylko mocarstwo atomowe może zdecydować o granicy konfrontacji z Putinem.
Jędrzej Bielecki
Wyrazów uznania dla ukraińskiego przywódcy nie ma końca. Jak przed sześcioma dekadami generał de Gaulle w Londynie występował przed połączonymi izbami parlamentu w opactwie westminsterskim. W Paryżu otrzymał najwyższą kategorię Legii Honorowej. W Brukseli Parlament Europejski przyjmował go aplauzem na stojąco. „Na naszym kontynencie nie może być więcej szarych stref. Każdy kraj musi mieć prawo do wypełnienia swojego europejskiego przeznaczenia” – przekonywał przywódców państw „27”.
Jednak podobna atmosfera panowała 22 grudnia przy okazji przyjazdu Wołodymyra Zełenskiego do Waszyngtonu. A jednak Ukrainiec nie zdołał wówczas przekonać Joe Bidena do swojego dziesięciopunktowego planu pokojowego, a w szczególności punktów 5 i 6, które mówią o przywróceniu integralności terytorialnej Ukrainy i wycofaniu się Rosjan poza międzynarodowo uznawane granice kraju. Amerykański prezydent zapewnił jedynie, że „podziela wizję pokoju” Zełenskiego.
Również w Unii nikt nie zrobi takiego kroku, dopóki nie zdecyduje się na to Biały Dom. Przejawem tego jest debata o przekazaniu Ukraińcom myśliwców czwartej generacji, które mogłyby zepchnąć Rosjan do defensywy. Nie wspomniał o nich kanclerz Olaf Scholz ani prezydent Emmanuel Macron, a Mateusz Morawiecki podkreślił, że Polska uczyni taki gest tylko w ramach całego NATO. A więc za pozwoleniem Ameryki.
Sprawę oddano w ręce Bidena, bo tylko on, przywódca supermocarstwa atomowego, może ocenić, jaką skalę porażki jest gotowy zaakceptować Putin, zanim w desperacji sięgnie po broń jądrową. Inaczej mówiąc, gdzie leży granica kompromisu, do jakiego Zachód będzie musiał w pewnym momencie przekonać Zełenskiego.
Najtrudniejszy jest aspekt terytorialny, zwłaszcza status Krymu. Ale istotne też będzie miejsce Ukrainy w przyszłej, zachodniej architekturze bezpieczeństwa. Debata w tej sprawie ma w Waszyngtonie charakter poufny, jednak wiele wskazuje na to, że jeszcze się nie skończyła. Ostrożny jest szef CIA William Burns, a także sekretarz obrony Lloyd Austin. Obaj mają najlepszą wiedzę o ryzyku rozpętania przez Kreml III wojny światowej. Bardziej otwarty wydaje się prezydent Biden, nie tylko dlatego, że droga jest mu walka o wolność i demokrację Ukraińców, ale też chce na tyle wyczerpać i ukarać Rosję, aby nie była w stanie szybko zaatakować sąsiadów.
Teoretycznie Unia Europejska może sama zdecydować, kiedy Ukraina znajdzie się w jej granicach. Ale i to bez zgody USA jest mało prawdopodobne. Tak było wcześniej z krajami postkomunistycznymi, w tym z Polską: najpierw parasol NATO, potem dopiero zjednoczona Europa. Ameryka pozostaje przywódcą Zachodu i to ona określa jego granice. Choć bierze pod uwagę opinie swoich sojuszników. Za ich pośrednictwem warto więc walczyć o względy Bidena.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.