Czy imigracja zdecyduje o wyniku wyborów prezydenckich w USA?
Kryzys na południowej granicy i imigracja to jedne z najgorętszych kwestii tegorocznej kampanii prezydenckiej w USA.
Aktualizacja: 04.03.2024 06:23 Publikacja: 04.03.2024 03:00
Aleksandra Słabisz
Reklama
Przez granicę do USA przedostają się imigranci, którzy nie tylko pochodzą z krajów Ameryki Południowej, ale całego świata. – Obecny kryzys migracyjny jest bezprecedensowy, zarówno w swej skali, jak i jeśli chodzi o zróżnicowanie narodowe migrantów. Jego skutki odczuwają stany graniczne, ale też i te wewnątrz kraju – mówi w wywiadzie dla CNBC Muzaffar Chishti z Migration Policy Institute.
Po przekroczeniu granicy migranci składają wnioski o azyl i czekają na ich rozpatrzenie. Miesiącami, albo latami, bo sądy imigracyjne nie mają mocy przerobowych. Na przybyszów, którzy potrzebują schronienia i jedzenia, nie mają środków do życia i pozwolenia na pracę, narzekają przede wszystkim przygraniczne społeczności w republikańskim Teksasie.
Nawet ćwierć miliona emigrantów miesięcznie przekracza granicę między Meksykiem i Stanami Zjednoczonymi. To przede wszystkim efekt załamania gospodarek i demokracji w wielu krajach latynoskich.
Ale w ostatnim roku kryzys dotknął też demokratów w dużych miastach jak Nowy Jork czy Chicago, do których teksański gubernator wysyła autobusy pełne przybyszów. Złość kierują głównie na rząd, od którego domagają się funduszy na zapewnienie przybyszom statutowej pomocy socjalnej.
Zapanować nad migracją, ale jak
Prezydent Joe Biden i były prezydent Donald Trump zgadzają się co do jednego: nad niekontrolowaną migracją trzeba zapanować. – Już dawno powinniśmy podjąć działania – powiedział Biden w czwartek w Teksasie. Na tym ich podobieństwa w podejściu do tematu się kończą.
Mają różne wizje rozwiązań kryzysu. „Biden twierdzi, że zamknąłby granicę, gdyby tylko mógł. Trump uważa, że Biden mógłby zamknąć granicę, gdyby tylko chciał” – pisze „New York Times” w komentarzu do ubiegłotygodniowej wizyty obu kandydatów na granicy.
Biden reprezentuje wiarę w rozwiązania ustawodawcze, natomiast Trump zapowiada dyktatorskie posunięcia w pierwszym dniu swojej kadencji. – To bardzo niebezpieczna granica – zajmiemy się tym problemem – powiedział, wysiadając z samolotu w Teksasie.
Prezydent poparł wypracowany przez republikańskich i demokratycznych senatorów kompromisowy projekt ustawy, na mocy której rząd zwiększyłby fundusze na kontrolę nad granicą, zaostrzyłby kryteria ubiegania się o azyl, a nawet mógłby zamknąć granicę. Projekt obiecywał realne kroki rozwiązania problemu, jednak utknął w Izbie Reprezentantów, bo nie spodobał się Trumpowi.
Krytycy twierdzą, że były prezydent boi się, że wprowadzenie w życie ustawy będzie plusem dla jego oponenta w tegorocznych wyborach, i skutecznie podburzył republikańskich ustawodawców przeciwko niej.
Kryzys migracyjny. Wyborcza broń republikanów
W czwartek w Teksasie Joe Biden zachęcał Trumpa, by dołączył do niego w wysiłkach rozwiązania kryzysu. W tym samym czasie, 300 mil dalej, Trump sięgnął po retorykę strachu, mówiąc, że „to jest jak wojna”. – Kraj cierpi na bidenowską falę przestępczości spowodowanej przez migrantów – powiedział, występując u boku gubernatora Gregory Abbotta, który tworzy bazę operacyjną w Eagle Pass dla ponad 2 tys. żołnierzy, mających za zadanie ograniczenie nielegalnych przejść przez granicę.
Reklama
Reklama
Imigracja jako kwestia polityczna działa na korzyść republikanów i postrzegana jest jako słabość demokratów w tym cyklu wyborczym.
Republikanie w Kongresie impeachowali sekretarza Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego Alejandro Mayorkasa, oskarżając go o niedociągnięcia w polityce kontroli granicy. Administracja Bidena czeka na działanie Kongresu, a republikanie uważają, że Biden sam może rozwiązać problem, przywracając niektóre z dekretów wykonawczych wprowadzonych przez Trumpa, a później anulowanych.
„Jeżeli prezydentowi Bidenowi naprawdę zależałoby na tym, aby uznać, że mamy kryzys bezpieczeństwa narodowego na południowej granicy, to usiadłby przy biurku i podpisał dekrety” – napisał na platformie X przewodniczący Izby Reprezentantów Mike Johnson.
Co mogą zrobić dla USA imigranci
Republikanie niechętnie patrzą na migrantów, twierdząc, że wykorzystują system, Donald Trump uważa ich za kryminalistów. Ale jak wynika z danych rządowych, cudzoziemcy przydają się amerykańskiej gospodarce. Wspomogli ją, gdy wychodziła z pandemicznego dołka, i mogą być kluczowi dla jej dalszego rozwoju. – Odciążają gospodarkę. Prawdopodobnie po części dzięki nim odnotowała ona wzrost silniejszy, niż się spodziewaliśmy – mówi główny ekonomista Moody’s Analytics Mark Zadni.
Gdy po zastoju pandemicznym Ameryka wznowiła rozpatrywanie podań o wizy w latach 2021–2022, wzrosło zatrudnienie, a imigranci zapełnili luki na rynku pracy, które powstały w wielu sektorach po okresie lockdownów i fali odejść z pracy. Na dłuższą metę imigranci też się przydadzą Ameryce, w której spada liczba urodzeń, a starsze pokolenie przechodzi na emeryturę i polega na zasiłkach Social Security oraz programie ubezpieczeń zdrowotnych Medicare, utrzymywanych z podatków pracujących.
W sprawie imigracji zaczyna zacierać się ideologiczna granica między demokratami a republikanami.
Tym bardziej że imigranci przybywający do USA są w sile wieku i podejmują często prace, których Amerykanie unikają.
Na szczęście, jak się okazuje, dla gospodarki, w roku fiskalnym, który skończył się 1 lipca 2023 r., migracja sięgnęła najwyższego poziomu od 2017 r. Osoby urodzone za granicą stanowią teraz 18,6 proc. siły roboczej. Jak wynika z danych Pew Research Center, większość ma zalegalizowany pobyt. Congressional Budget Office przewiduje, że w ciągu następnych dziesięciu lat liczba osób aktywnych na amerykańskim rynku pracy nie będzie spadać właśnie dzięki imigrantom.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.