Donald Trump Convicted of Criminal Offenses: Is America a Law-Governed State?

<--

Jędrzej Bielecki: Donald Trump przestępcą. Czy Ameryka chce być jeszcze państwem prawa?

https://www.rp.pl/komentarze/art40517291-jedrzej-bielecki-donald-trump-przestepca-czy-ameryka-chce-byc-jeszcze-panstwem-prawa

Wyrok na miliardera oznacza, że w listopadzie Stany Zjednoczone staną przed egzystencjalnym wyborem. Z Joe Bidenem nadal będą demokracją, z Donaldem Trumpem demokracja stanie pod znakiem zapytania.

Publikacja: 31.05.2024 08:00

Jędrzej Bielecki

– To był sfałszowany, żenujący proces. Jestem całkowicie niewinnym człowiekiem. Prawdziwy wyrok zapadnie 5 listopada – powiedział Donald Trump po wyjściu w czwartek z sądu na Manhattanie. Chwilę wcześniej ława przysięgłych uznała go za winnego wszystkich 34 zarzutów związanych z fałszowaniem rachunków w czasie kampanii wyborczej w 2016 roku.

Trump mógł zareagować inaczej. Powiedzieć, że uznaje wyrok amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, nawet jeśli uważa, że nie dyskwalifikuje go to z udziału w wyborach. Zdecydował się jednak na postawienie pod znakiem zapytania wiarygodność całego systemu rządów prawa w USA. To ma fundamentalne znaczenie.

Donald Trump został uznany za winnego wszystkich 34 zarzutów stawianych mu w sprawie o fałszowanie dokumentacji biznesowej. Prowadzący sprawę sędzia Juan Merchan ma ogłosić wyrok 11 lipca. Donaldowi Trumpowi grozi do czterech lat więzienia.

Uznanie byłego prezydenta winnym to wielki tryumf praworządności w najpotężniejszym kraju świata. Pokazuje, że mimo ogromnej polaryzacji politycznej i niezwykłego wpływu wielkich pieniędzy na politykę, USA pozostają krajem, w którym w ostatecznym rachunku wszyscy są równi wobec prawa. W czasach, kiedy Władimir Putin stara się odbudować rosyjskie imperium, Xi Jinping przeistacza się w nowego Mao, a w Europie skrajna prawica jest na fali, doniesienia z Nowego Jorku są wspaniała nowiną dla wolnego świata.

Tyle że radość może trwać krótko. Sam Donald Trump jasno powiedział, że za pięć miesięcy Amerykanie staną przed egzystencjalnym wyborem. Albo postawią na skazańca, który podważa system rządów prawa i kiedy wróci do Białego Domu, zrobi wszystko, aby go wysadzić w powietrze. Albo wybiorą prezydenta, który od czterech lat stara się umocnić demokrację nie tylko w USA, ale także za granicą.

Wyroki w sprawie tego, czy Trump chciał doprowadzić do zamachu stanu i fałszował wybory, zapadną dopiero po wyborach prezydenckich

Już teraz, mimo czwartkowego wyroku, rządy prawa w Stanach Zjednoczonych nie mają się aż tak dobrze, jakby to mogłoby się wyglądać na pierwszy rzut oka. Wyrok ogłoszony na Manhattanie to przede wszystkim zasługa znakomitego prokuratora Alvina Bragga, który zdołał przekonać do swoich argumentów ławę przysięgłych. Ale chodzi o najmniej ważne oskarżenia z tych, które ciążą na Trumpie.

W pozostałych trzech, znacznie poważniejszych sprawach, jakie toczą się przeciwko byłemu prezydentowi, sytuacja nie jest już tak dobra. Przychylny miliarderowi Sąd Najwyższy przyczynił się w ogromnym stopniu do tego, że wyroki zapadną tu już po listopadowych wyborach. Dopiero wtedy się dowiemy, czy kandydat republikanów jest winny próbie zamachu stanu w styczniu 2021 roku oraz fałszowania wyborów w listopadzie 2020 roku.

Nie wiadomo też, jaki wpływ na wynik wyborów prezydenckich będzie miał wyrok ogłoszony w Nowym Jorku. Sędzia Juan Merchan ogłosi wymiar kary 11 lipca, na parę dni przed nominacją Trumpa na kandydata republikanów. Mogą to być nawet cztery lata więzienia.

O tym, kto będzie następnym prezydentem rozstrzygnie niewielka część wyborców w kilku kluczowych stanach

Taka kara nie uniemożliwi Trumpowi startu w wyborach. Z pewnością jeszcze bardziej zmobilizuje jego twardych zwolenników, ale jednocześnie zapewne zniechęci bardziej umiarkowanych wyborców, którzy się wahają, czy oddać na republikanina głos.

Co okaże się ważniejsze? Wiemy tylko, że każdy głos będzie się liczył. Sondaż publicznego radia NPR z czwartku pokazuje, że na Joe Bidena głosowałoby dziś 50 proc. Amerykanów, na Trumpa – 48 proc. To różnica w ramach błędu statystycznego. Z kolei portal Axios, powołując się na dane z obu sztabów wyborczych, wskazuje, że o wyniku wyborów zdecyduje ledwie 6 proc. uprawnionych w siedmiu kluczowych, wahających się stanach: Newadzie, Arizonie, Wisconsin, Michigan, Pensylwanii, Północnej Karolinie i Georgii. Takie są konsekwencje amerykańskiego systemu wyborczego, w którym w każdym stanie zwycięzca zgarnia całość głosów tzw. wielkich elektorów.

Kilka tysięcy osób w listopadzie rozstrzygnie więc, czy na czele najpotężniejszego kraju świata stanie kryminalista, czy uczciwy człowiek. I jaki los czeka wolny świat.

© Licencja na publikację

© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone

Źródło: rp.pl

About this publication