The Americans will admonish Russia, shake their finger at Russia, but that’s about where it will end.
“I was very tough with Vladimir Putin,” confirmed George W. Bush before his flight from Beijing, reporting his conversation with the Russian leader. What was it exactly that the American president said to his fellow leader in the conversation; just that “violence is unacceptable.”
Russian Prime Minister Vladimir Putin and Russian President Dmitry Medvedev somehow were not that bothered by Bush’s words and it’s not just because Bush, soon departing from the White House, is more of a lame duck rather than a politician, who doesn’t have a lot left to say on the international field. Yet, history shows that international politics is a sphere where in the end, lame ducks can have significant influence on events.
The problem lies somewhere else. America is presently a little too tied up in Iraq and Afghanistan to have the strength and resources to seriously engage in activities elsewhere. The war in these two countries, as well as the conflict with Iran are absorbing the administration so much that barely has time even to focus on maintaining its interests in the Middle East, and even in this respect, they are already working on autopilot. Also, America is very aware that in such serious matters as this, it is better not to enrage members of the Security Council such as Russia or China. In addition, America needs the Russians to help in such matters as pressuring Iran.
To this we should add the fact that from the very beginning, George W. Bush’s administration has lived under illusions about the goodness of Vladimir Putin’s intentions (even though Secretary of State, Condoleeza Rice, is familiar with Soviet ideologies). An understanding of the administration’s trust gives a full picture of the situation.
The picture gets worse when one realizes that America’s actions have forced Georgia to take more extensive measures against Russia. It was in fact the United States who recently tried to force the idea of opening a road for this country toward NATO. It was Washington that trained and armed the Georgian army and Special Forces. It was the Americans who yesterday transported 2,000 Georgian soldiers from Iraq back to Georgia, so that they could fight Russia.
“It is essential that Russia be stopped right now through the mobilization of a common global initiative against the Russian invasion,” stated the advisor to the former US President Jimmy Carter. The only question is who will mobilize the West to such an initiative? America?
Niezwykle miękka twardość Stanów Zjednoczonych
Piotr Gillert 11-08-2008, ostatnia aktualizacja 11-08-2008 22:26
Amerykanie będą upominać Rosję, będą grozić jej palcem, ale na tym się skończy.
źródło: Rzeczpospolita
+zobacz więcejChaos w mieście Gori
Rosjanie coraz bliżej Tbilisi
– Byłem bardzo twardy w rozmowie z Władimirem Putinem – zapewniał George W. Bush przed wylotem z Pekinu, relacjonując swoją telefoniczną konwersację z rosyjskim przywódcą. Cóż takiego amerykański prezydent powiedział swemu rozmówcy? Że „przemoc jest nie do przyjęcia”.
Premier Władimir Putin i prezydent Dmitrij Miedwiediew jakoś nie bardzo się przejęli tymi słowami. I to wcale nie dlatego, że odchodzący wkrótce z Białego Domu George W. Bush jest klasyczną tzw. kulawą kaczką, czyli politykiem, który ma już niewiele do powiedzenia na krajowym podwórku. Historia pokazuje, że polityka zagraniczna jest dziedziną, w której kulawe kaczki mają do końca znaczący wpływ na przebieg wydarzeń.
Problem leży gdzie indziej. Ameryka jest obecnie zbyt uwikłana w Iraku i w Afganistanie, by mieć siłę i środki na poważne zaangażowanie się gdziekolwiek indziej. Wojny w tych dwóch krajach oraz widmo konfliktu z Iranem pochłaniają obecną administrację tak bardzo, że nie ma ona czasu na wiele więcej poza utrzymywaniem dwustronnych stosunków w innych regionach świata za pomocą autopilota. Amerykanie zdają sobie też sprawę, że w tak trudnej sytuacji nie mogą zaogniać stosunków z członkami Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych takimi jak Rosja czy Chiny.
Co więcej, Rosjanie są w oczywisty sposób potrzebni Ameryce do załatwienia wielu istotnych spraw – takich jak choćby wywieranie presji na Iran.
Jeśli dodamy do tego fakt, że od samego początku administracja George’a W. Busha żyła złudzeniami co do dobrych intencji Władimira Putina (mimo że sekretarz stanu Condoleezza Rice jest sowietologiem!), uzyskamy pełny obraz sytuacji.
Jest to obraz tym bardziej niepokojący, że swoim zachowaniem Amerykanie zachęcają Gruzję do większej asertywności wobec Rosji.To przecież Stany Zjednoczone próbowały przeforsować niedawno ideę otwarcia przed tym krajem ścieżki do sojuszu północnoatlantyckiego, to Waszyngton szkoli i dozbraja gruzińską armię i oddziały specjalne. To Amerykanie przetransportowali wczoraj dwa tysiące gruzińskich żołnierzy z Iraku do Gruzji, by mogli tam walczyć z Rosjanami.
Jednocześnie, kiedy przychodzi co do czego – Waszyngton wykonuje pojednawcze gesty wobec Moskwy. To bardzo niepokojące zachowanie dla wszystkich sojuszników Ameryki w dawnym rejonie sowieckich wpływów.W opublikowanym wczoraj na stronie Huffingtonpost.com wywiadzie profesor Zbigniew Brzeziński słusznie zauważa, że najpoważniejsze pytanie, jakie stoi w tej chwili przed Zachodem, to kwestia powstrzymania ewentualnego dalszego narastania imperialnych ambicji Rosji.
„Jest szczególnie istotne, by Rosja została powstrzymana już teraz poprzez zmobilizowanie wspólnego, globalnego działania przeciwko rosyjskiej inwazji” – stwierdził były doradca prezydenta Stanów Zjednoczonych Jimmy’ego Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego.Pytanie tylko, kto miałby zmobilizować Zachód do takiego działania? Ameryka?
Rzeczpospolita
This post appeared on the front page as a direct link to the original article with the above link
.