Twice already I have predicted the imminent fall of the billionaire Donald Trump, who in his U.S. presidential campaign beats records of ignorance, impudence and boorishness, while his ratings get better and better.
It had naively seemed to me that he went too far during the Republican candidates’ debate, where he publicly insulted Fox News journalist Megyn Kelly. He implied, among other things, that she is a "bimbo" and that she asked him difficult questions because she was on her period. Every normal politician would be finished after an event such as this, but it seems that a billionaire who organizes beauty queen competitions and habitually places his name on big buildings is more privileged than others.
Some people are still hoping that Trump is just a star of the silly season. They know that during the summer, six months before the first primary election in the state of Iowa, exotic candidates often shine — like Michelle Bachmann, who had her moment in the spotlight in 2011 when she claimed that vaccinations cause brain issues among children.
Journalist Amy Walter believes that during summer, Americans act like a sensation-seeking 20-year-old woman: "You are young, you do not worry about anything, you are seeing a boyfriend that your parents hate who is colorful, noisy, smokes cigarettes and rides a motorcycle."
This terrible boy's counterpart is of course Donald Trump. Meanwhile, as Walter explains, "your parents want you to be seeing someone like Jeb Bush" (brother and son of two recent Republican presidents, who supposedly was a favorite in primaries before Trump's star began to shine). Someone peaceful and responsible, perhaps even a little boring.
"But after you blow off the steam during summer, eventually in the winter you will pick a responsible bore," claims Walter. Will a happy end such as this occur in this year's Republican primaries? Well, not necessarily.
Firstly, Trump is a billionaire, and Americans are generally fond and appreciative of successful people. The argument that rich people hold politicians in their pockets works for many, but Trump in particular cannot be bought. On the contrary, he himself has been buying politicians, such as gifting cash to Hillary Clinton, which is the reason for her obedient arrival at his wedding, as he boasts.
Secondly, the Fox News debate had the most viewers in the history of presidential debates — because of Trump, of course — and the effect was similar to that of a snowball. Now all TV stations are in a race to invite Trump, while his rivals have to spend big on advertisements that are watched by just a small piece of his audience.
And thirdly, Trump’s candidacy is no longer exotic in the general population’s mind. Now, not only do 32 percent of right-wing voters back Trump — Bush had 16 percent, according to Friday’s Reuters/Ipsos survey — but half of Republicans expect him to win the primaries and become their party’s candidate!
At first, his solution to the problem of undocumented immigration, as easy as it was surreal, came to people's liking — build a wall along the Mexican border and deport 12 million "illegals." In a CNN survey, as much as 44 percent of Republican voters concluded that Trump has the biggest chance of solving the immigrant problem. Bush, who wants to give them the right to stay, is supported by 12 percent on this issue.
But the faith in Trump is not restricted just to this particular case. Allegedly, he has the biggest chance of achieving economic success as well — so believe as many as 45 percent of Republicans (8 percent believe in Bush, even less in others). Interestingly, Trump has never revealed his ideas for the economy; he only claims to be a man of action, unlike professional politicians who only talk.
These and other signs suggest that it is not just a short-lived romance. What if right-wing America really feels like riding a motorcycle toward the unknown with a person from their parents' darkest nightmares?
It is a shame to admit, but a certain part of me quietly counts on it. If Trump were a candidate in Poland, then a sense of responsibility for the country and an instinct for self-preservation would supersede the inborn attraction to commotion. But after all, this whole thing is taking place in the U.S., where I reside only temporarily. So I intend to make reserves of Mexican Coca-Cola (with real sugar, unlike the American [type], which is produced with corn syrup) — in case the Mexican border closes after the election — and watch the show.
Już dwa razy na tych łamach wieściłem rychły upadek miliardera Donalda Trumpa, który w kampanii prezydenckiej w USA bije rekordy ignorancji, bezczelności i chamstwa, ale jego notowania mają się coraz lepiej.
Naiwnie wydawało mi się, że przegiął po debacie kandydatów republikańskich, gdy publicznie obrażał dziennikarkę telewizji Fox News Megyn Kelly. Sugerował m.in., że jest "blacharą" oraz że zadawała mu trudne pytania, ponieważ miała okres.
Każdy normalny polityk po czymś takim byłby skończony. Okazuje się jednak, że miliarderowi, który organizuje konkursy miss piękności i nałogowo umieszcza swoje nazwisko na dużych budynkach, wolno więcej niż innym.
Niektórzy wciąż mają nadzieję, że Trump jest jedynie gwiazdą sezonu ogórkowego. Przypominają, że latem - pół roku przed pierwszymi prawyborami w stanie Iowa - często brylują kandydaci egzotyczni, np. w 2011 r. swoje pięć minut sławy miała niejaka Michelle Bachman, twierdząca, że szczepienia wywołują u dzieci opóźnienie umysłowe.
Ceniona dziennikarka Amy Walter uważa, że latem Amerykanie zachowują się jak żądna wrażeń dwudziestolatka: "Jesteś wolna, niczym się nie przejmujesz. Spotykasz się z chłopakiem, którego twoi rodzice nie znoszą - kolorowym, hałaśliwym, palącym papierosy i jeżdżącym na motorze".
Odpowiednikiem tego strasznego chłopaka jest oczywiście Donald Trump. Tymczasem - jak wyjaśnia dalej Walter - "twoi rodzice chcą, żebyś spotykała się z kimś takim jak Jeb Bush" (brat i syn dwóch ostatnich republikańskich prezydentów, który uchodził za faworyta prawyborów, zanim rozbłysła gwiazda Trumpa). Czyli spokojnym i odpowiedzialnym, może nawet trochę nudnym.
"Ale kiedy się już wyszalejesz latem, ostatecznie zimą wybierzesz odpowiedzialnego nudziarza" - twierdzi Walter. Czy taki happy end zdarzy się również w tegorocznych prawyborach republikańskich? Otóż niekoniecznie.
Po pierwsze, Trump jest miliarderem, a Amerykanie generalnie lubią i cenią ludzi, którym się powiodło. Do wielu trafia argument, że bogacze mają polityków w kieszeni, ale akurat Trumpa nie da się kupić. Przeciwnie, sam kupował polityków, np. podarował pieniądze Hillary Clinton, i dlatego - jak się przechwala - posłusznie przyszła na jego ślub.
Po drugie, debata w Fox News miała największą oglądalność w historii debat prezydenckich - za sprawą Trumpa naturalnie - i wywołała efekt kuli śnieżnej. Teraz wszystkie telewizje na wyścigi zapraszają Trumpa, tymczasem jego rywale muszą wydawać ciężkie pieniądze na reklamy, które ogląda ledwie ułamek jego widowni.
Po trzecie wreszcie, kandydatura Trumpa przestała być egzotyczna w mniemaniu ogółu. Już nie tylko 32 proc. prawicowych wyborców popiera Trumpa (Busha - 16 proc.; to dane z piątkowego sondażu Reuters/Ipsos), ale ponad połowa Republikanów spodziewa się, że wygra on prawybory i będzie kandydatem ich partii!
Najpierw spodobała się jego tyleż prosta, co nierealna recepta na problem imigrantów - postawić mur wzdłuż granicy z Meksykiem i deportować 12 mln nielegalnych. W sondażu CNN aż 44 proc. republikańskich wyborców stwierdziło, że Trump ma największe szanse rozwiązać problem imigrantów (Bush, który chce im dać prawo pobytu, ma w tej kwestii 12 proc. poparcia).
Ale wiara w Trumpa nie ogranicza się tylko do tej jednej kwestii. Rzekomo ma największe szanse poradzić sobie również w gospodarce - tak uważa aż 45 proc. Republikanów (8 proc. wierzy w Busha, w pozostałych jeszcze mniej). Co ciekawe, Trump nigdy nie zdradził swoich pomysłów na gospodarkę, jedynie zapewnia, że jest człowiekiem czynu, w odróżnieniu od zawodowych polityków, którzy tylko gadają.
Takie i inne znaki na niebie i ziemi sugerują, że to nie jest przelotny romans. A co, jeśli prawicowa Ameryka naprawdę ma ochotę odjechać na motorze w nieznane z osobnikiem z najczarniejszych snów jej rodziców?
Wstyd się przyznać, ale pewna część mnie po cichu na to liczy. Gdyby Trump kandydował w Polsce, poczucie odpowiedzialności za kraj oraz instynkt samozachowawczy być może przeważyłyby nad wrodzonym zamiłowaniem do draki, ale przecież rzecz dzieje się w Ameryce, w której przebywam jedynie tymczasowo. Dlatego zamierzam zrobić zapasy meksykańskiej coca-coli (z prawdziwym cukrem, w odróżnieniu od amerykańskiej produkowanej z syropu kukurydzianego) - na wypadek gdyby po wyborach granica z Meksykiem została zamknięta - i oglądać show.
This post appeared on the front page as a direct link to the original article with the above link
.