Od dwóch miesięcy z Pakistanu do Afganistanu nie przejechała żadna ciężarówka z zaopatrzeniem dla NATO. To efekt zimnej wojny Ameryki i Pakistanu, kluczowych sojuszników w wojnie afgańskiej.
Amerykanie ścigając afgańskich partyzantów bezceremonialnie naruszali pakistańską przestrzeń powietrzną i granice lądowe oraz bombardowali przygraniczne wioski z samolotów bezzałogowych.
Gdy w listopadzie po raz kolejny przez pomyłkę zniszczyli dwa pakistańskie posterunki graniczne, zabijając ponad 20 żołnierzy Islamabad zamknął granicę z Afganistanem, kazał zatrzymać transporty z zaopatrzeniem dla zachodnich wojsk i zażądali od Amerykanów, by wynieśli się z bazy w Szamsi. To stamtąd do misji nad pograniczem startowały samoloty bezzałogowe.
Pakistańczycy odrzucili amerykańskie przeprosiny, a ich premier przyznał, że prawdziwą przyczyną nieporozumień jest coraz większa nieufność dzieląca sojuszników. Waszyngton podejrzewa Pakistańczyków o podwójną grę i potajemne wspieranie afgańskich partyzantów, by utworzyć z nich przyjazny sobie rząd w Kabulu po wyjściu Amerykanów.
W maju 2011 r. Amerykanie rozjuszyli pakistańskich generałów, gdy ich komandosi wylądowali w miasteczku Abbotabbad pod Islamabadem i zabili Osamę ben Ladena, który ukrywał się w domu blisko koszar.
Pakistan zarzuca Amerykanom, że wywołali wojnę w Afganistanie, która w postaci fali terroryzmu przelała się na pakistańską stronę. Zdaniem Islamabadu Amerykanie nie liczą się z jego interesami, nie uprzedzają o swych operacjach, nawet jeśli chodzi o terytorium Pakistanu, i chcą go wykluczyć z rozmów pokojowych z partyzantami.
Dlatego, twierdzi Islamabad, póki się to wszystko nie zmieni, nie otworzymy południowego szlaku dla zachodnich transportów.
Wiodące przez Pakistan drogi z Karaczi do Afganistanu przez Beludżystan lub Przełęcz Chajberską są najkrótszymi i najtańszymi szlakami zaopatrzeniowymi dla NATO. Do 2011 r. szła tędy ponad jedna trzecia wszystkich niewojskowych towarów dla stacjonujących w Afganistanie 150 tys. zachodnich żołnierzy. Pakistańskim szlakiem dostarczane jest przede wszystkim paliwo.
Z powodu nasilających się ataków partyzantów, przemytników i rabusiów Zachód coraz bardziej zmniejszał liczebność transportów przez Pakistan i stawiał na dostawy od północy przez Uzbekistan. Dziś idzie nim jedna trzecia całego zaopatrzenia, a kolejna jedna trzecia dostarczana jest samolotami.
Szlak północy jest jednak znacznie dłuższy i kosztowniejszy.
Kłopoty zacznie sprawiać wkrótce amerykański most powietrzny przez Kirgizję. Obejmując jesienią urząd, nowy prezydent Ałmazbek Atambajew zapowiedział, że w 2014 r. wyprosi Amerykanów z dzierżawionej przez nich bazy w Biszkeku, przez którą wędrują wojska i towary do Afganistanu. Atambajew uznał, że obecność wojsk USA w Biszkeku nie zwiększa bezpieczeństwa Kirgizji, ale stanowi dla niej zagrożenie.
Do zdania Kirgizów przychylają się inni sojusznicy Rosji – Uzbecy, Tadżycy, Kazachowie i Turkmeni, wtórują im Chińczycy oraz Iran. Nie godzą się też, by po wycofaniu w 2014 r. zachodnich wojsk w Afganistanie pozostały tam bazy USA.
Blokada szlaku pakistańskiego to symbol kryzysu między Waszyngtonem i Islamabadem. Bez Pakistanu USA nie uda się wygrać wojny, a ponadto Pakistańczycy są w stanie storpedować podejmowane za ich plecami próby dogadania się z talibami ukrywającymi się na terytorium pakistańskim.
Amerykanie są wściekli, że muszą liczyć się z Islamabadem – uważali, że ponad 20 mld dol., jakie Pakistańczycy otrzymali po 2001 r., wystarczy, by mieć w nich bezwarunkowego sojusznika.
Jedni pakistańscy wojskowi przebąkują, że blokada może być zniesiona, o ile Zachód zgodzi się na znacznie wyższe niż dotąd myto. Inni sugerują, że granica będzie zamknięta, aż Amerykanie nie zaczną się liczyć z pakistańskimi interesami w Afganistanie i zrezygnują z prób zaprowadzania tam swoich porządków. Póki co niedawni sojusznicy ze sobą nie rozmawiają, a Pakistan odmówił przyjęcia specjalnego wysłannika USA ds. afgańskich i pakistańskich Marka Grossmana.
*** Przedstawiciele USA i talibów rozpoczęli w Katarze wstępne rozmowy w sprawie rozpoczęcia negocjacji pokojowych – oświadczył w niedzielę negocjator talibów mułła Kalamuddin. Pierwszym krokiem była styczniowa zgoda talibów na otwarcie ich ambasady w Katarze. W zamian oczekują zwolnienia towarzyszy z Guantanamo. Negocjatorzy talibów chcą też, by do rozmów o pokoju włączony został Pakistan. Talibowie odmawiali dotąd wszelkich rozmów z rządem Hamida Karzaja i podkreślali, że układać mogą się jedynie z Amerykanami.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.