Americans Believe State Posts Can Only Be Entrusted to Those Who Believe in God

<--

Ameryka jest niewątpliwie krajem, który funkcjonuje w oparciu o religię. To wynika z powodów historycznych – tego, kiedy powstało to państwo i w jaki sposób. Jest to kraj, który nigdy religii nie zwalczał, nie było tam żadnych ruchów w tym kierunku, a zarazem kraj niezwykle tolerancyjny, jeśli chodzi o to, jaką religię ktoś wyznaje.

Amerykanie wierzą głęboko, że tylko religia jest w stanie dać kręgosłup moralny, w związku z tym można powierzyć funkcje państwowe czy zarządcze tylko ludziom, którzy taki kręgosłup moralny mają. Stąd zupełnie nie toleruje się ateistów, oczywiście po trochę też dlatego, że ateizm kojarzy się z komunizmem. Ale ogólnie rzecz biorąc przyjmuje się, że jeśli ktoś nie wierzy w Boga, nie kieruje się transcendencją, to po prostu jest człowiekiem pozbawionym podstaw moralności i nie powinien kierować innymi ludźmi.

Natomiast nie ma żadnego nacisku, także wśród rządzących, żeby tę religię ostentacyjnie praktykować. Wielu prezydentów – niegdyś Ronald Reagan, teraz Barack Obama – nie chodzi w niedzielę do kościoła i nikt im tego za złe nie ma. To sprawa prywatna – jak często chodzę i do którego zboru czy kościoła, natomiast muszę wierzyć. Jest to uważane za rzecz oczywistą i niepodlegającą specjalnej dyskusji.

Ingerencja kościoła w funkcjonowanie państwa całkowicie zakazana

Jest też kwestia rozdziału Kościoła od państwa. W USA bardzo mocno jest to przestrzegane. Nie ma tam w ogóle czegoś takiego jak ingerencja jakiegokolwiek Kościoła w funkcjonowanie jakiegokolwiek organu państwowego. Jest to całkowicie zakazane, tak samo zakazane jest finansowanie Kościołów przez państwo, itd. Ten rozdział jest bardzo mocny. Amerykanie doskonale dają sobie z tym radę i nie ma wokół tego większych kontrowersji. Bywają takie drobne sprawy, było np. kilka spraw przed Sądem Najwyższym, czy można postawić postument z dziesięciorgiem przykazań przed budynkiem państwowym, czy nie można, ale Sąd Najwyższy zawsze był w stanie się z tym uporać.

Religii w USA nie używa się jako broni politycznej. Oczywiście, są religie czasami trudno akceptowalne, np. mormonizm, co nie jest do końca zrozumiałe, bo przecież jest to religia powstała w Ameryce. Są oczywiście wysoko postawieni politycy, np. przewodniczący Izby Reprezentantów, który jest mormonem, o Romneyu już nie wspominając. W jakiś sposób ta religia jest uznawana za trochę dziwną, ale nie dyskwalifikującą czy uniemożliwiającą zrobienie kariery.

Jest tam ogromne poszanowanie dla sposobu i miejsca wyznawania wiary. Nikt też nikogo nie atakuje z powodu religii. Zdarzyła się taka historia np. przy Obamie – jego pastor wygłaszał głupie opinie i próbowano w jakiś sposób obciążyć tym Obamę. Bardzo szybko to ucięto, bo wszyscy uznali, że nie jest to poważny argument, bo jeśli pastor jest głupi, to można zmienić zbór, a nie od razu dyskwalifikować polityka.

Spot Romneya większe wrażenie wywarł w Polsce niż w USA

Ostatni spot Mitta Romneya, w którym pokazuje się z Janem Pawłem II i Lechem Wałęsą, to element walki wyborczej. Romney chciał trafić do wyborców katolickich i przedstawić się jako kandydat bardziej czuły na kwestie religii. Nie oskarżył on Obamy o to, że jest bezbożnikiem, tylko stwierdził, że on jest bliżej katolicyzmu i wiary niż ten “socjalizujący Obama”. W USA specjalnego wrażenia na nikim to nie zrobiło, cały ten spot dużo większe wrażenie zrobił chyba w Polsce.

About this publication