Izrael wściekły na Amerykę: Przez układ z Iranem świat stał się bardziej niebezpiecznym miejscem
Porozumienie w sprawie irańskiego programu atomowego, który w weekend przeforsowali w Genewie Amerykanie, wywołał ogromny kryzys w relacjach USA i Izraela
Kiedy prezydent Barack Obama i sekretarz stanu John Kerry ogłaszali, że dzięki zawartemu w Genewie porozumieniu z Iranem cały świat, a szczególnie Bliski Wschód, stał się bezpieczniejszy, premier Izraela Beniamin Netanjahu wygłosił gniewną tyradę.
– Dziś świat stał się znacznie bardziej niebezpiecznym miejscem, ponieważ najbardziej niebezpieczny reżim na świecie zrobił duży krok naprzód na drodze do uzyskania najbardziej niebezpiecznej broni na świecie. Po raz pierwszy mocarstwa zgodziły się na to, żeby Iran wzbogacał uran!
Szef izraelskiego MSZ Avigdor Lieberman dodał, że w Genewie dyplomacja irańska odniosła największy sukces od zwycięstwa islamskiej rewolucji w 1979 r. Najdalej posunął się minister przemysłu i handlu Naftali Bennett, który stwierdził, że “Izrael nie będzie honorował porozumienia, które zagraża jego istnieniu”.
Wściekłość Izraelczyków wywołują nie tylko warunki porozumienia, ale również sposób, w jaki zostało zawarte. Już po podpisaniu układu w Genewie ujawniono, że Amerykanie od wielu miesięcy prowadzili tajne, bezpośrednie rozmowy z Irańczykami. Brał w nich udział m.in. Kerry – jeszcze w czasach, kiedy nie był sekretarzem stanu. Rząd w Jerozolimie został o nich poinformowany dopiero miesiąc temu.
Ostra reakcja Izraela wywołała ostre komentarze w USA. Były amerykański ambasador przy NATO Nick Burns stwierdził: – Problem w tym, że Izrael w ogóle nie chce negocjacji z Iranem. Ale w oczywisty sposób są one w interesie rządu USA i wszystkich Amerykanów. Uważam, że agresywna krytyka, jaką publicznie uprawiają Izraelczycy, jest niemądra. My, Amerykanie, byliśmy i jesteśmy ich lojalnymi przyjaciółmi. Nie zasłużyliśmy sobie na takie traktowanie. Możemy się w jakichś sprawach nie zgadzać, ale znacznie efektywniej byłoby dyskutować o tym za kulisami i w tonie wzajemnego szacunku…
Burns jest obecnie tylko profesorem na Harvardzie, dlatego może sobie pozwolić na szczerość. Aktywni dyplomaci mówią naturalnie językiem dyplomacji – np. Kerry wyjaśniał w niedzielę, że “rozumie nieufność Izraelczyków, ponieważ Iran w przeszłości ukrywał swój program atomowy”. Ale i tak jest oczywiste, że wielka przyjaźń między Waszyngtonem i Jerozolimą została wystawiona na ciężką próbę – może najcięższą w 40-letniej historii tej przyjaźni. Nie zmienia tego fakt, że wielu kongresmenów z Waszyngtonu – zarówno demokratów, jak i republikanów – potępia rząd Obamy i bierze w sporze stronę rządu Izraela.
Tym, co poróżniło przyjaciół, jest wzbogacanie uranu, o którym mówił Netanjahu. Technologia ta ma zastosowanie pokojowe i wojskowe. Wirówki zainstalowane w irańskich fabrykach w Natanz i Fordow produkują przede wszystkim paliwo dla elektrowni atomowej – uran wzbogacony do 3,5 proc. – ale mogą też zostać wykorzystane do produkcji ładunku bomby atomowej, czyli uranu wzbogaconego do 90 proc. Trzeba tylko wirować odpowiednio dłużej.
Na razie Irańczycy zatrzymali się na 20 proc. – uran wzbogacony do tego poziomu wykorzystywali w eksperymentalnym reaktorze w Teheranie. W Genewie zobowiązali się, że przez najbliższe pół roku nie będą odwirowywać uranu powyżej 5 proc., a wyprodukowany już uran 20 proc. zlikwidują (tzn. “rozpuszczą” do stężenia poniżej 5 proc.). Zgodzili się na codzienne inspekcje ONZ w Natanz i Fordow, obiecali, że nie będą instalować żadnych nowych wirówek i wstrzymają prace nad reaktorem na ciężką wodę w Araku. To ostatnie jest o tyle istotne, że reaktor po uruchomieniu produkowałby pluton, który można wykorzystać do produkcji bomby, podobnie jak wysoko wzbogacony uran.
A zatem Obama i Kerry mają rację – irański program atomowy zostaje poważnie ograniczony. Ale rację ma też Netanjahu, kiedy alarmuje, że po raz pierwszy świat zgodził się na wzbogacanie uranu w Iranie. Wprawdzie tylko do 5 proc., ale z praktycznego punktu widzenia nie ma to wielkiego znaczenia. Irańczycy nadal mogą doskonalić technologię, która – jeśli zechcą – posłuży im do produkcji bomby.
Co znamienne, Iran uzyskał w Genewie znacznie więcej niż w 2004 roku, kiedy po negocjacjach z Europejczykami zgodził się całkowicie zaprzestać wzbogacania uranu (ale rok później zmienił zdanie i wpuścił uranowy gaz do wirówek w Natanz). Izraelczycy boją się, że Obama pozwoli Irańczykom wirować uran również w ostatecznym porozumieniu, które ma zostać wynegocjowane w ciągu sześciu miesięcy (podpisane w niedzielę w Genewie obowiązuje tylko przez pół roku).
Tymczasem Netanjahu byłby usatysfakcjonowany jedynie wtedy, gdyby Iran zdemontował wirówki i zlikwidował fabryki w Natanz i Fordow. Tyle tylko, że społeczność międzynarodowa nie bardzo może tego żądać.
Traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT) zezwala na pokojowy program atomowy wszystkim krajom, które zgodzą się prowadzić go pod nadzorem ONZ. Wprawdzie w traktacie nie ma mowy explicite o wzbogacaniu uranu, ale produkcja paliwa do elektrowni jest niewątpliwie działalnością pokojową – i dlatego Irańczycy twierdzą, że mają do niej niezbywalne prawo.
Jeśli sami nie zrezygnują z wirówek, to nie ma podstaw prawnych, żeby ich do tego zmusić. Wszak spełniają warunki – są sygnatariuszem NPT i zgadzają się na nadzór ONZ. Niewykluczone zatem, że Izraelczycy mają rację i Iran faktycznie wygrał. Ale nie o trzeciej nad ranem w ostatnią niedzielę, kiedy podpisywano tymczasowe porozumienie w Genewie, tylko 45 lat temu, kiedy uzgadniano traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.