Amerykańska wojna o e-papierosy
Seksowna Jenny McCarthy sugestywnie wydmuchuje dymek z e-papierosa, ale w barze w Nowym Jorku dostałaby za to mandat 50 dol. A będzie coraz gorzej…
Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że e-papieros jest zbawieniem, na które czekały całe pokolenia palaczy. Oto nie muszą już wdychać rakotwórczego dymu, który powstaje przy paleniu zwykłych papierosów, lecz jedynie opary nikotynowego płynu, który podgrzewany jest w e-papierosie. A jest on – co również bardzo istotne – bardzo podobny do zwykłego papierosa, dlatego nie trzeba walczyć z nałogiem, tylko można nadal zadawać szyku.
Zupełnie jak Jenny McCarthy, znana całej Ameryce blond modelka “Playboya”, która zwierza się w reklamie, że bardzo lubi palić, ale nie znosi pocałunków o smaku popielniczki. Na szczęście właśnie znalazła fantastyczne rozwiązanie tego dylematu. W jej ustach “blue e-cigs” brzmi (a nawet wygląda) jak “blue e-sex”.
E-papieros jak zwykły papieros
Od kilku lat e-papieros robi w Ameryce prawdziwą furorę. Jego producenci mniej więcej co roku podwajają zyski – w 2013 wyniosły one 1,7 mld dol. Jeśli takie tempo wzrostu zostanie utrzymane, niewykluczone, że e-papierosy niemal całkowicie wyprą z amerykańskiego rynku zwykłe papierosy. Tak przynajmniej twierdzą ich fani.
Jednak są tacy, którym e-papierosowa bonanza się nie podoba. W grudniu 2013 r. radni Nowego Jorku zdecydowali, że e-papieros będzie traktowany tak samo jak zwykły, czyli zakazany w miejscach publicznych, w tym barach i restauracjach, miejskich parkach, promenadach itp. Mandat wynosi od 50 do 250 dol.
Od stycznia 2014 r. podobne prawo obowiązuje w Chicago – w jego przeforsowanie zaangażował się burmistrz Rahm Emmanuel, kilka lat temu najbliższy doradca prezydenta Obamy. Podobne szykany rozważają Los Angeles (być może już od marca) i San Diego.
A wcale nie chodzi tylko o duże, liberalne miasta. Już wcześniej e-papierosa zrównały z papierosem dwa stany – New Jersey na Wschodnim Wybrzeżu i Utah na Dzikim Zachodzie. Kilka dni temu grupa demokratycznych deputowanych zaapelowała do przewodniczącego Izby Reprezentantów Johna Boehnera, żeby zakazać e-papierosów na waszyngtońskim Kapitolu.
Czy e-dymek na pewno nie szkodzi?
Skoro e-papieros jest taki zdrowy, to dlaczego jest dyskryminowany? Po pierwsze, jak twierdzą jego prześladowcy, wcale nie wiadomo, czy jest zdrowy. Na pewno jest znacznie mniej szkodliwy niż zwykły, ale dopiero po latach okaże się, jakie ma długofalowe efekty. Zwykłe papierosy stały się modne w Ameryce w latach 20. ubiegłego wieku i dopiero dwie dekady później przyszła plaga nowotworów płuc.
Po drugie, i znacznie ważniejsze, e-palacze rzekomo demoralizują niepalących, przede wszystkim młodzież.
– Jeśli wszędzie – w metrze, na uniwersytecie czy w bibliotece – widać ludzi palących coś wyglądającego identycznie jak papieros, powstaje wrażenie, że akceptujemy palenie jako coś normalnego i nieszkodliwego. To zły komunikat wysyłany do naszych dzieci – twierdzi nowojorski radny James Gennaro, jeden z promotorów nowych przepisów. Jego głos należał do większości. Wynik grudniowego głosowania w radzie w Nowym Jorku brzmiał: 43 do ośmiu (miesiąc później w Chicago jednomyślność była nawet jeszcze większa: 45 do czterech).
Nieszkodliwy, ale uzależnia
Jest to zatem podobny argument, jaki zwykle wytaczany jest przeciwko marihuanie – wprawdzie e-papieros nie jest bardzo szkodliwy, ale młodzież zacznie go “palić”, uzależni się od nikotyny i potem jest dużo większe ryzyko, że sięgnie po “twarde”, czyli tradycyjne, papierosy.
Badania w szkołach średnich (high school) w Kalifornii wykazały, że w 2011 r. e-papierosy “paliło” 5 proc. uczniów, a rok później już 10 proc. Miewają nawet smak coli, co sprawia, że wydają się dzieciom jeszcze atrakcyjniejsze.
Co gorsza, są – w odróżnieniu od zwykłych papierosów – reklamowane w radiu i telewizji. Spoty z Jenny McCarthy pokazywane są wieczorem m.in. na bardzo popularnym kanale sportowym ESPN. Ubolewa nad tym trójka naukowców z University of California – Rachel Grana, Neal Benowitz i Stanton Glantz – w raporcie opublikowanym w grudniu, a zamówionym przez Światową Organizację Zdrowia: “Amerykańska telewizja i radio były zamknięte dla producentów i sprzedawców papierosów od lat 70. Ale reklamy e-papierosów są dozwolone. Tym samym promuje się uzależnienie od nikotyny i gloryfikuje palenie, pokazując je jako coś atrakcyjnego, co ma też wpływ na zwykłych palaczy”.
Paradoksalnie, choć e-papierosy są teoretycznie konkurencją dla zwykłych papierosów, ich reklamy de facto promują również zwykłe papierosy. Tak przynajmniej twierdzą wrogowie e-papierosa. W listopadzie ubiegłego roku prokuratorzy z 40 stanów USA wspólnie wezwali federalny Urząd ds. Żywności i Leków (FDA), żeby jakoś ograniczyć reklamy e-papierosów.
Co mogą lobbyści
Tymczasem lobbyści walczą w Waszyngtonie, żeby takich zakazów nie było. W ostatnich dwóch miesiącach ubiegłego roku w księdze wejść i wyjść w urzędzie ds. budżetu Białego Domu wpisanych jest 35 gości związanych z biznesem e-papierosowym: zawodowych lobbystów, przedstawicieli producentów, lekarzy…
Obrońcy e-papierosa argumentują, że jego demonizowanie i spychanie do getta odbiera alternatywę tradycyjnym palaczom. Tymczasem stanowią oni aż 18 proc. dorosłych Amerykanów i co roku pół miliona z nich umiera tylko i wyłącznie z powodu swojego nałogu.
– Musimy pomóc e-papierosom, żeby wyparły najbardziej zabójczy produkt, jaki kiedykolwiek wyprodukowała ludzkość – twierdzi w rozmowie z “New York Timesem’ David Abrams, szef instytutu ds. badań nad paleniem (Schroeder National Institute for Tobacco Research and Policy Studies).
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.