Wyluzowana Hillary Clinton jest pewna nominacji i marzy, żeby jej przeciwnikiem w wyborach był miliarder Donald Trump – takie wnioski nasuwają się po telewizyjnej debacie demokratycznych kandydatów na prezydenta.
O ile wyścig republikańskich kandydatów na prezydenta USA jest absolutnie nieprzewidywalny, o tyle wśród Demokratów wszystko wydaje się przesądzone. Hillary Clinton regularnie zbiera w sondażach pięćdziesiąt kilka procent głosów wyborców swojej partii, czyli o 25 proc. więcej niż mocno lewicowy senator Bernie Sanders. Były gubernator stanu Maryland Martin O’Malley ma poparcie w granicach błędu statystycznego. W sobotę wieczorem na scenie w Bostonie, skąd telewizja ABC relacjonowała debatę, nierówny układ sił w tej trójcy był aż nadto widoczny.
Słuchając Clinton można było momentami odnieść wrażenie, że kampania wyborcza wkroczyła już w ostatnią, decydującą fazę, kiedy zostaje po jednym kandydacie z każdej partii. I że przeciwnikiem Clinton jest miliarder i celebryta Donald Trump. Atakowała go kilkukrotnie. – Nikt lepiej niż Trump nie werbuje ochotników do Państwa Islamskiego! – stwierdziła w odpowiedzi na apele miliardera, żeby zamknąć granice USA dla wszystkich muzułmanów. – W krytycznym czasie, kiedy powinniśmy mieć umiarkowanych i pokojowo nastawionych muzułmanów po naszej stronie, bo bez nich nie pokonamy fanatyków, jadowita retoryka Trumpa stwarza zagrożenie, że amerykańscy muzułmanie poczują się zagrożeni i zepchnięci na margines – wyjaśniała Clinton.
Jej obawy są naturalnie uzasadnione, ale kandydatka musi też doskonale zdawać sobie sprawę, że takimi wypowiedziami napędza kampanię Trumpa. Jego zwolennicy mają dość wszystkich zawodowych polityków z Waszyngtonu, a pani Clinton już szczególnie, więc kiedy ich idol jest przez nią atakowany, tym bardziej stają za nim murem. Dlaczego zatem dodała Trumpowi wiatru w żagle? Bo jest to dla niej wymarzony przeciwnik, którego wg sondaży pokonałaby zdecydowanie, gdyby jesienią przyszłego roku wybory miały się zakończyć ich pojedynkiem.
Dla odmiany senator Marco Rubio, jak na polityka bardzo młody (44 lata) i sprawiający sympatyczne wrażenie, byłby dla 68-letniej Clinton przeciwnikiem koszmarnie trudnym. We wszystkich sondażowych symulacjach przegrywa z nim o 2-3 proc., choć przecież jest znacznie bardziej znana od niego. Na jej szczęście Rubio jest w rankingach Republikanów mocno z tyłu – ma kilkanaście procent poparcia prawicowych wyborców, czyli trzy razy mniej niż Trump. Co więcej, wyprzedza go jeszcze skrajny konserwatysta z Teksasu, senator Ted Cruz, który również miałby znikome szanse w pojedynku z Clinton.
Gwiazdy układają się zatem wybitnie po myśli byłej pierwszej damy. Pomogły jej nawet zamachy terrorystyczne w Paryżu i Kalifornii, bo głównym tematem debaty publicznej stały się bezpieczeństwo i polityka zagraniczna. A to znacznie osłabiło senatora Berniego Sandersa, który motywem przewodnim swojej kampanii uczynił nierówności społeczne i obiecuje, że rzuci wyzwanie klasie uprzywilejowanej, milionerom oraz miliarderom. W nowej sytuacji, kiedy ludzie boją się kolejnych zamachów, jego komunikat rezonuje znacznie słabiej.
Nic dziwnego, że pani Clinton była w znakomitym nastroju, wyluzowana jak nigdy, i pożegnała widzów pozdrowieniem z “Gwiezdnych wojen”, których kolejna część miała w ten weekend światową premierę: – Dziękuję i niech Moc będzie z wami!
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.