While Edward Snowden is learning every square inch of the transit zone at Moscow’s Sheremetyevo Airport, the House of Representatives voted, albeit in a tight vote, that the National Security Agency can continue to spy on American citizens. While PRISM has been widely covered, there is another issue at stake, civil liberties.
The goal of PRISM and other comparable programs is to gain increasing amounts of data about ordinary citizens. However, while much data is collected, there are serious doubts about whether that data is useful. In an interview with Gazeta Wyborcza last week, professor Roman Kuźniar stated, “While the volume of information collected makes it harder to utilize it correctly for intelligence purposes, it can have a detrimental effect on human rights and democracy.”
On the Road to Big Brother
Let’s focus on the volume of intelligence collected by the NSA. Over the past decade or so, we have seen the establishment of numerous new agencies and government departments all over the world with the mission to maintain “security,” however that may be defined. Their basic mission is to collect and analyze data. Unfortunately, while collection technology has given these agencies the ability to collect a previously unheard of volume of intelligence, analyzing this information has not kept pace. Prior to 9/11, various American security agencies had various scraps of intelligence but were loath to share this information, and as a result, no one was able to connect the dots.
One of the major initiatives launched after those attacks was a coordination of various intelligence agencies' efforts. The effects of this integration have not kept pace with the ever-increasing terabytes of information that come in. We are eavesdropped on, our actions are recorded on film, our phone calls logged and our emails read. Human Intelligence (HUMINT), the staple of American intelligence agencies a couple of decades ago, has given way to Signals Intelligence (SIGINT). Enormously powerful computers crunch all of the recorded information together, and our privacy is being constantly reduced.
Are we safer thanks to this massive electronic surveillance? Maybe. Is the scale of this surveillance justified, however? Doubtful. The argument that citizens have to give up some of their freedoms in exchange for security is patently false. This argument, however, has been successfully used to expand the American security apparatus with the help of the “threat level” system. President Bush and his neoconservative allies used the generated fear to create the Department of Homeland Security, pass the Patriot Act and start two wars — all of which would have been impossible under normal circumstances.
The president occupying the White House has changed and so have the circumstances, but it holds true that once government stakes out particular competencies, it is almost impossible to wrest them away. President Obama has gotten large bipartisan support for his security programs. As a senator, Obama was not a supporter of massive data collection. As we all know, Obama’s perspective changed dramatically once he moved to the other end of Pennsylvania Avenue. History is rife with examples like this.
Illusion of Security, Real Limits on Freedom
The debate about a need for security at the expense of freedom has been ongoing in politics, no matter the system of government. However, once freedoms are given away, they are often not given back, and this allows other freedoms to be eroded as well. Today, the American public seems to have given its tacit approval to the monitoring of its electronic data. But what is next? Will monitoring day-to-day activities also be allowed? What about limiting freedom to speak or disseminate information out of fear that someone might spread radical ideas?
Freedom has to be protected first and foremost. Would people feel safer if they were forbidden from speaking their minds? Do people feel safer knowing that the NSA has the power to read their emails, look at their Google history, see information posted on Facebook? The acceptance of this state of things as normal can have serious repercussions in the future. The silence of the so-called silent majority is a threat to American and Western democracy. Will our intelligence agencies, charged with keeping us safe, transform into something like the Iranian SAVAK (Organization of National Security and Information)? How many compromises of our rights are we from in such a scenario?
Intrusions on our privacy do not guarantee security. Even complete control cannot guarantee security, as history has shown. There will always be a Tsarnaev or Breivik waiting to strike without any prior warning. We can stop 99 attacks from happening, but that is no guarantee that the 100th will not succeed. By giving up our freedoms, we think we are gaining security. However, in the long run, we will have neither.
Czy poświęcając wolność możemy być bezpieczniejsi?
W imię naszego bezpieczeństwa, my, obywatele zachodnich demokracji, jesteśmy nieustannie podsłuchiwani i podglądani przez nasze rządy. Ale czy argument, iż należy poświęcić część naszych obywatelskich wolności na rzecz bezpieczeństwa, nie jest z gruntu fałszywy?
Edward Snowden dogłębnie poznaje strefę tranzytową moskiewskiego lotniska Szeremietiewo, a amerykańska Izba Reprezentantów potwierdza (chociaż niewielką przewagą głosów), że NSA (Agencja Bezpieczeństwa Narodowego bądź No Such Agency) może szpiegować własnych obywateli. Program PRISM został już szeroko opisany, ja wolałbym skupić się na innym zagadnieniu – wolności.
Istotą programu PRISM i jemu podobnych jest zdobywanie coraz większej ilości informacji o obywatelach. Trudno nie przyznać racji prof. Romanowi Kuźniarowi, który udzielił szerokiego wywiadu nt. sytuacji wokół Snowdena w weekendowej Gazecie Wyborczej (20-21 lipca br.) – „Nadmiar informacji utrudnia ich wykorzystanie, a przy tym może wyrządzać poważne szkody w prawach człowieka, demokracji, która ulega erozji”.
W drodze do Wielkiego Brata
Skupmy się najpierw na pierwszej części wypowiedzi Kuźniara – na nadmiarze zbieranych informacji. W kraju i na świecie standardem jest rozmnożenie służb zajmujących się szeroko rozumianym bezpieczeństwem. Podstawą ich funkcjonowania jest gromadzenie i analizowanie informacji. Niestety, wraz z postępem w ilości zebranych danych nie następuje wystarczający postęp w ich przetwarzaniu (łączenie, kojarzenie faktów, analiza, wnioski). Przed 11 września 2001 r. różne amerykańskie służby dysponowały strzępami informacji, lecz nie dzieliły się nimi ze sobą, przez co nikt nie miał całościowego obrazu sytuacji.
Jednym z kluczowych wniosków po ataku na WTC było skoordynowanie prac agencji wywiadowczych, lecz sukcesy na tym polu nie nadążają za terabajtami informacji, które spływają z wielu różnorodnych źródeł. Jesteśmy podsłuchiwani, podglądani, rejestruje się dane dotyczące ilości, długości naszych rozmów telefonicznych, czyta się nasze mejle itp. itd. Wywiad osobowy (HUMINT), podstawę pracy służb bezpieczeństwa jeszcze kilka dekad temu, zastąpił wywiad elektroniczny (SIGINT). Potężne komputery analizują i szukają powiązań między zebranymi informacjami. Zakres prywatności jest coraz mniejszy.
Czy jesteśmy dzięki temu potężnemu nadzorowi elektronicznemu bezpieczniejsi? Pewnie tak. Tylko czy skala tego nadzoru nie jest przesadzona? Czy coraz większa inwigilacja jest uzasadniona? Mocno w to wątpię. Argument, iż należy poświęcić część naszych, obywatelskich wolności na rzecz zapewnienia większego poziomu bezpieczeństwa, jest z gruntu fałszywy. Chociaż z punktu widzenia rządu, czy szerzej władzy, jest racjonalny i skuteczny. Pozwala bowiem zwiększać zakres władzy, zatrudniać kolejnych urzędników, a także podkręcać w odpowiednich momentach tzw. „stan zagrożenia”. Mistrzem w tej grze był w XXI w. prezydent Bush i sterujący nim neokonserwatyści. Stworzyli przemysł strachu, który pozwolił przeforsować ustawy, zorganizować aparat wywiadowczy i prowadzić wojny, które w normalnych warunkach nigdy by nie przeszły.
Zmienił się prezydent, zmieniły czasy, lecz jedno pozostało niezmienne – raz zdobytej władzy (uprawnień) nigdy nie oddamy. Obama i Kongres murem stanęli za inwigilacją. Ten sam Barry Obama, jeszcze jako senator, nie był przesadnym entuzjastą inwigilacji. Ale, wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Guantanamo też było złe i miało zostać zlikwidowane, lecz po przeprowadzce do Białego Domu sprawy się „skomplikowały”. Historia jakich świat zna wiele.
Iluzja bezpieczeństwa, realne ograniczenia wolności
Poświęcenie wolności na rzecz bezpieczeństwa to argument uniwersalny. Sięgają po niego wszelkie rodzaje rządów, od tyranów, przez autokratów, po demokracje. Niestety, nie tylko raz oddanych wolności nie uda się odzyskać, lecz coraz łatwiej przyjdzie okrajanie pozostałych. Dziś ze względów bezpieczeństwa „godzimy się” na monitoring komunikacji elektronicznej. A jutro? Może monitoring naszego życia domowego. Albo koniec wolności prasy i swobody wypowiedzi, bo ktoś mógłby powiedzieć coś, co mogłoby promować coś na kształt radykalnej postawy?
Wolność należy chronić, zapewnić jej – a przez to obywatelom – bezpieczeństwo. Nie czuję się bezpieczniej, gdy ktoś zakazuje mi mówić czy pisać, bo mógłbym nie zmieścić się w narzuconym formacie. Nie czuję się bezpieczniej, gdy NSA czy inne agencje czytają moje mejle, śledzą moje poczynania w Google, na Facebooku etc.Widzę w tym ogromne nadużycie. I obawiam się, że akceptacja tego stanu rzeczy jest bardzo groźnym precedensem. Przyzwolenie tzw. milczącej większości na postępującą inwigilację zagrażają fundamentom demokracji. Czy za dwie dekady nie zacznie nam zagrażać odpowiednik niesławnego irańskiego SAVAKu? Jeszcze kilka poświęceń i kompromisów „ze względów bezpieczeństwa” i nie można wykluczyć mało sympatycznych scenariuszy.
Tym bardziej, że inwigilacja nie zapewnia pełnego bezpieczeństwa. I nie zapewni, chociaż oddalibyśmy całą wolność. Nie jest to możliwe. Zawsze jakiś Carnajew, Breivik (samotny asasyn - czytaj więcej) czy AQIM może przeprowadzić udany atak na dowolnie wybrany cel. Możemy powstrzymać 99 prób, a 100 się – niestety – powiedzie. Decydując się na rezygnację z wolności wybieramy – tak się nam wydaje – hańbę zamiast wojny. A będziemy mieli i hańbę i wojnę.
This post appeared on the front page as a direct link to the original article with the above link
.