Jerzy Haszczyński: Ale to nie wystarcza
Prezydent Joe Biden przyjechał, by zmobilizować Zachód do jeszcze większego poświęcenia. Do zwarcia szeregów pod poważnie traktowanymi hasłami wolności i demokracji.
Jerzy Haszczyński
Mocno wiosłujemy, poświęcamy się, wygłaszamy wiele ważnych słów i obietnic. Nigdy w najnowszej historii, my, Zachód, tyle nie wiosłowaliśmy, nie poświęcaliśmy, nie wygłaszaliśmy tylu ważnych słów i obietnic. Nigdy nie zapowiedzieliśmy tylu sankcji, tak nie pomagaliśmy zaatakowanemu państwu i jego obywatelom, jak teraz Ukrainie.
Ale to nie wystarcza. Putin nadal morduje, niszczy miasta, wypędza miliony ludzi, wielu zapewne na zawsze. I wciąż straszy, że ma w zanadrzu broń atomową, chemiczną, biologiczną.
Wojna o Ukrainę trwa już miesiąc. A poprzednie prawie trzy miesiące upłynęły nam na rozważaniach o tym, jak zareagować na bezczelne groźby Rosji, które 24 lutego stały się przerażającą rzeczywistością. Najpierw nie byliśmy pewni, po co Putin wysyła na ukraińską granicę dziesiątki tysięcy żołnierzy, potem nie wiedzieliśmy, czy zdążymy coś zrobić, zanim te wojska obalą demokratycznie wybrane władze Ukrainy, bo miał być blitzkrieg. Teraz się wahamy, przynajmniej część Zachodu się waha, czy wystarczy nam, że Putin przerwie zabijanie i niszczenie, by uznać sprawę za zakończoną. Od grudnia do późnego marca – to dużo czasu. Dla Zachodu bardzo dużo, dyktatorzy mają inny kalendarz, oni swoje zbrodnicze plany mogą rozciągać na dekady. Dla Zachodu miesiąc poświęceń dla kraju, który jest poza Zachodem, choć bardzo chce w nim być, to coś niezwykłego. Jesteśmy lepsi, niż można się było spodziewać.
Putin nadal morduje, niszczy miasta, wypędza miliony ludzi, wielu zapewne na zawsze. I wciąż straszy, że ma w zanadrzu broń atomową, chemiczną, biologiczną.
Ale – to taki refren – to nie wystarcza. Co chwilę ogłaszane są nowe sankcje, kolejni Rosjanie trafiają na czarne listy, kolejne koncerny pod wpływem opinii publicznej wycofują się z rosyjskiego rynku. Jednak coś nie działa. Rubel radzi sobie nieźle, w czwartek za dolara trzeba było dać mniej niż 100 rubli, a w drugim tygodniu marca, gdy był najsłabszy, ponad 150. Czy sankcje jeszcze nie zadziałały? – to wersja optymistyczna. Czy też – pesymistyczna – jest tyle wyjątków, że sankcje można obejść, że Rosjanie mogą z nimi żyć i spokojnie szykować się do defilady zwycięstwa 9 maja na placu Czerwonym.
Każdy kraj Zachodu powinien przeprowadzić rachunek sumienia, bo chyba każdy broni się przed totalnym uderzeniem w gospodarkę Rosji – broni własnych firm, własnego rynku pracy. Albo broni swoich stosunków z Kremlem, a może myśli już o przyszłości, nie bacząc, jaka będzie przyszłość Ukrainy i krajów najbliżej niej położonych.
„Ale to nie wystarcza” mogłoby być hasłem podróży Joe Bidena do Europy. Prezydent Stanów Zjednoczonych przyjechał, by zmobilizować Zachód do bardziej zdecydowanego działania, do zaklejania dziur w sankcjach, do jeszcze większego poświęcenia. Szeroko pojęty Zachód – od Kanady przez prawie całą Europę po Japonię. Do zwarcia szeregów pod poważnie traktowanymi hasłami wolności i demokracji.
Ale i to może nie wystarczyć. Dotychczasowe sankcje, nawet uszczelnione, oraz dotychczasowe i obiecane dostawy broni dla broniących się Ukraińców mogą nie wystarczyć, by Ukraina nie przegrała tej wojny i by Rosja nie była trwałym zagrożeniem dla innych państw – a to, by tak się nie stało, musi być celem Zachodu. Zachód nie może przystać na obietnicę (chwilowej) przerwy w zabijaniu i uznać, że Rosja jest znowu świetnym partnerem do interesów. Nie może się pogodzić z tym, że rosyjscy żołnierze pozostaną na zawsze – oni lubią zostawać na zawsze – na przedmieściach Kijowa. I na zawsze odetną Ukrainę od morza.
Barack Obama w 2014 r., po agresji Rosji na Ukrainę, mówił w Warszawie, że czasy imperiów i stref wpływów się skończyły. Ale takie przemówienie nie wystarczyło. I takie słowa teraz nie wystarczą. Joe Biden to wie. Czy jest jednak w stanie zmobilizować Zachód, by zrobił coś ponad dotychczasowe sankcje i dotychczasową pomoc militarną? Coś, co spowoduje, że Rosja na pokolenia nie będzie nam spędzała snu z powiek?
Jeżeli w najbliższym czasie to się nie uda, to Putin pojawi się jak gdyby nigdy nic na jesiennym szczycie przywódców najważniejszych państw świata G20 w Indonezji. A wiele milionów przerażonych Ukraińców obejrzy to na ekranach telewizorów w krajach, które będą ich nową ojczyzną.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.