It all started with Warren Buffett, who called upon the American government to raise taxes on the rich in order to share the burden of the financial crisis. Buffett's appeal had the desired effect, and the proposal of raising taxes on the wealthy is no longer a taboo subject.
The process of raising taxes on the rich is already underway. Few remember what the British government did in 2010, when they raised the marginal tax rate to 50 percent on incomes above £150,000 a year. This affected nearly 300,000 British citizens.
France had also jumped the gun on Buffett's appeal and proposed an additional 3 percent tax on individuals making more than €500,000 annually. This proposal has already been accepted by the legislature. Soon, rich Italians will have to pay a "solidarity" tax, which will affect all citizens making more than €300,000.
Buffett's plea has been heard by Barack Obama. On Sept. 19, Obama announced his new jobs act. He also highlighted the inadequacy of merely cutting government spending and proposed revisiting the issue of raising taxes on millionaires. The president repeated the mantra that Buffett pays a lower rate than his secretary as proof of the righteousness of these tax hikes.
The cure for this injustice is the so-called Buffett Rule. The rich will not be able to pay a rate any lower than the national average. The American average is now 23.5 percent, while the rich sometimes pay as low as 15 percent. The rule would apply to all people who earn $1 million or more. The American president asserted that his new proposals did not punish success, but were rather an attempt at fairness.
Low Taxes Are a Thing of the Past
The above initiatives are just a harbinger of what awaits us in our tax reforms for years to come. The era of low taxes is over, regardless of what incomes are. The possibility of tax hikes across the board is very real and actually a matter of "when" rather than "if." The belief that only the rich will shoulder the burden of recovery is unrealistic.
Poland had also flirted with a special tax bracket for the rich. The left-leaning Social Democrats attempted to levy a 50 percent tax on all Poles who earned more than 600,000 PLN per annum, but the measure was blocked by the Constitutional Tribunal. The Tribunal, however, did not question the justice of a 50 percent tax, but rather opposed the method of its enactment. Polish politicians can theoretically come back to this project one day.
Who Really Contributes to the Budget
Does raising taxes accomplish anything other than making for good propaganda? The problem with these taxes is the low number of people who actually qualify. The returns on these taxes will not be enough, unless the millionaire taxes are precursors for all-encompassing tax hikes. This is very possible.
Let's imagine a city where 100,000 residents make $24,000 a year and 10 make $1 million. Everyone pays a flat rate of 15 percent. This means that 100,000 residents would pay $3,600 in taxes a year. The millionaires would pay $150,000. The ordinary citizens contribute $360 million to the budget, but the millionaire taxes would only add $1.5 million. The majority of the budget is comprised of the taxes of ordinary citizens, simply because they are the overwhelming majority.
Now let's suppose that the city, hit hard by the financial crisis, is looking for new revenue. They decide to raise the millionaire tax rate to 90 percent. How much do they gain? Very little. Each of the millionaires, provided that they don't run away to another city, would have to pay $900,000 in taxes, but the budget would increase to $9 million, a $7.5 million increase, which translates to a mere 2 percent increase in the budget.
What can the city government do to get more revenue? They could raise taxes on the rest of the citizens by 1 percent. Compared to the 90 percent increase for revenue, the 1 percent is nothing. Each citizen will pay $3,840 in taxes. Together, they will pay $384 million into the budget, exactly $24 million more than the year before. Every percentage point is worth $24 million. Which tax increase is more effective? Which group is worth more?
The answer is clear. In practice, raising taxes on the few is ineffective. It is not the individual contribution that counts, but the scale. Even a small tax increase on everyone generates larger tax revenues than exorbitant taxes on the rich. Taxes on the rich do not solve budget problems. They do, however, open the door for tax hikes for everyone. Raising taxes for one group precipitates a raise for everyone.
First Come the Rich, Then Come the Poor
The deeper a government can reach into the pockets of rich citizens, the more likely it is to raise taxes on the middle and lower classes. They can always argue that, compared to the sharp tax hikes on the rich, the hikes on the non-rich are minuscule. This, of course, is a lie. Any attempts to raise taxes on the rich cause a mass exodus to countries with lower rates of taxation.
In our example, it is within the realm of possibility that the tax hikes on the rich would result in a loss of $1.5 million rather than a gain of $7.5 million, due to all the millionaires leaving the city for somewhere where taxes are the same or lower. This is a process that can be observed in Poland today.
Zbigniew Jakubas, an investor worth over $260 million according to Forbes magazine, said in a recent interview that, "Raising taxes might lead to a situation where people won't pay them at all and will start looking for alternatives."
What can governments do to raise revenue? Paradoxically, they can lower taxes for the financial elite as low as possible, to make the country more attractive than any other country. A government that lowers taxes might witness an influx of rich immigrants from other countries.
Going back to the city example, if the government decided to not raise taxes, they could possibly gain $1.5 million for every 10 millionaires that come from somewhere else. If the number of millionaires rose to 100, the extra revenue would amount to $13.5 million. Lowering taxes could potentially result in more revenue than a tax rate of 90 percent. The problem with this method is the political risk involved.
We have entered the age of higher taxation, and the trend of higher taxes will be replicated all over the world. The cost of upkeep of the bloated governments has increased, and taxes will follow suit.
The question remains: How high will taxes go? By testing new tax rates on a small segment of the population, the process has already begun.
Article
Zaczęło się od słów miliardera Warrena Buffetta, który wezwał władze USA do podniesienia podatków dla najbogatszych, aby w proporcjonalny sposób ponosili ciężar walki z kryzysem. Apel Buffeta zrobił swoje, wzrost podatków dochodowych przestał być tematem tabu.
Proces podwyższania podatków zaczął się jednak już znacznie wcześniej. Mało kto dziś pamięta, że krok taki podjęły już władze Wielkiej Brytanii. W 2010 roku wprowadziły one 50 proc. stawkę dla osób, dochody których przekraczają 150 tys. funtów rocznie (czyli około 750-800 tys. zł). Taki podatek może objąć nawet 300 tys. Brytyjczyków.
Także Francja jeszcze przed apelem Buffeta zaplanowała nałożenie dodatkowego 3 proc. podatku od fortun, czyli podatku dla osób o dochodach powyżej 500 tys. euro (około 3,8-4 mln zł). Podatek ten został już zresztą zaakceptowany przez francuski rząd. Wkrótce około 34 tys. Włochów zacznie z kolei płacić tzw. podatek solidarnościowy, który ma objąć osoby o dochodach przekraczających 300 tys. euro rocznie (około 1,2-1,3 mln zł).
Ostatnio, rękawicę rzuconą przez Buffetta podjął też prezydent USA. Barack Obama ogłosił 19 września drugi w ciągu kilku dni plan ratowania kraju. Przy okazji przekonywał, że samo cięcie wydatków to za mało. Ogłosił też, że chce opodatkować milionerów. - Nie może być tak, że miliarder Warren Buffett płaci niższe stawki niż jego sekretarka - mówił Obama, powtarzając tym samym słowa samego Buffetta.
Pomóc w tym ma tzw. "reguła Buffeta". Bogaci nie mogą płacić mniej niż wynosi średnia stopa opodatkowania. W USA jest to średnio 23,5 proc., podczas gdy u osób najbogatszych średnia stopa opodatkowania spada nawet do 15 proc. Reguła miałaby objąć wszystkich Amerykanów zarabiających milion USD i więcej (czyli powyżej mniej więcej 3,2-3,4 mln zł). - Nie chodzi o to, żeby karać za sukces w Ameryce. Chodzi o to, żeby Amerykanie, którzy mieli w życiu najwięcej szczęścia, w tym ja, sprawiedliwie ponosili koszty wychodzenia z kryzysu - przekonywał amerykański prezydent.
Niskie podatki to przeszłość
Powyższe inicjatywy to jednak dopiero początek tego, co nas czeka w przypadku podatków w najbliższych miesiącach i latach. Erę niskich podatków wszyscy mamy już za sobą. Bez względu na to jaki jest poziom naszych dochodów. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że również osoby o mniejszych dochodach czekają wkrótce podwyżki podatków. Wiara w to, że za kryzys zapłacą tylko bogaci jest iluzoryczna.
Zanim jednak wytłumaczę dlaczego tak sądzę, na marginesie tego co dzieje się na świecie, warto przypominać, że również Polska miała swój epizod z wprowadzeniem specjalnej podwyższonej stawki dla ludzi bogatych. Stało się to za rządów SLD, kiedy wprowadzono w nieudany sposób 50 proc. stawkę podatku dochodowego. Taki podatek mieli płacić Polacy zarabiający powyżej 600 tys. zł rocznie. Stawka miała obowiązywać od 2005 roku, ale w wyniku wyroku Trybunału Konstytucyjnego, nigdy nie zaczęła obowiązywać. Co istotne, Trybunał nie zakwestionował samej stawki, a jedynie tryb jej uchwalania i zbyt późne wejście podwyżki w życie. Teoretycznie powrót do tego pomysłu również i w Polsce jest możliwy.
Na kim budżet naprawdę zarabia
Pytanie tylko czy ma sens, poza rzecz jasna propagandowym. Kłopot bowiem w tym, że ze względu na małą liczebność osób osiągających bardzo wysokie dochody, dodatkowa stawka podatkowa przyniosłaby fiskusowi ograniczone tylko korzyści budżetowe. Chyba, że wprowadzenie nowej stawki miałoby być jedynie przygrywką do powszechnego podniesienia podatków. Łatwo to zresztą zrozumieć posługując się prostym przykładem.
Wyobraźmy sobie miasto, w którym mieszka 100 tys. osób zarabiających po 24 tys. zł rocznie (2 tys. zł miesięcznie) oraz 10 osób zarabiających po 1 mln zł. Wszyscy płacą jednakowy podatek w wysokości 15 proc. (oczywiście rachunek upraszczamy, nie licząc żadnych dodatkowych kosztów, składek etc.). W takim przypadku każdy, ze stu tysięcy mieszkańców płaci 3,6 tys zł podatku rocznie. Każdy z milionerów płaci po 150 tys. zł rocznie. Zwykli obywatele zapewniają wpływ do budżetu na poziomie 360 mln zł rocznie. Milionerzy wpłacają do budżetu w sumie tylko 1,5 mln zł rocznie. Równowagę budżetu zapewniają mniej zarabiający, bo ich jest po prostu dużo, dużo więcej.
Teraz wyobraźmy sobie, że przyparte przez kryzys władze miasta szukają możliwości zwiększenia wpływów budżetowych. Postanawiają opodatkować milionerów stawką 90 proc. Ile na tym zyskają? Niewiele. Każdy z milionerów (zakładając, że nie ucieknie gdzieś, gdzie podatki są niższe) zapłaci 900 tys. podatku rocznie, ale razem da to budżetowi zaledwie 9 mln zł. Wpływy budżetowe rosną zaledwie o 7,5 mln zł. To w skali budżetu miasta wzrost zaledwie o około 2 proc.
Co mogą zrobić włodarze miasta by wynik ten nieco poprawić? Zwiększyć podatki pozostałym mieszkańcom o 1 proc., no bo cóż to znaczy przy podwyżce, którą zafundowali już bogaczom. Tyle co nic. Teraz każdy z mieszkańców zapłaci 3840 zł podatku rocznie (o 240 zł więcej). Razem wpłacą zatem 384 mln zł. O całe 24 mln zł więcej niż rok wcześniej. Oczywiście każdy kolejny punkt procentowy podwyżki dałby kolejne 24 mln zł dodatkowych wpływów. Proste pytanie: komu zatem opłaca się ponieść podatki? Na kim rządzący miastem mogą rzeczywiście zarobić ?
Odpowiedź jest prosta. W praktyce nie liczy się to by wysoko opodatkować nieliczne jednostki. Liczy się efekt skali. Nawet niewielka podwyżka dla wszystkich daje znacznie lepsze efekty, niż śrubowanie podatków kilku wyjątkowo bogatym jednostkom. To ostatnie daje jednak rządzącym coś zupełnie innego niż gwałtowny przyrost środków na budżetowym koncie. Daje uzasadnienie do sięgnięcia głębiej do kieszeni tzw. zwykłych obywateli. Daje im - w ich oczywiście przekonaniu - mandat do tego, by podatki podnieść wszystkim.
Sięganie do bogatych by móc sięgnąć do biednych
Im głębiej rząd sięga do kieszeni ludzi bogatych, tym większe zyskuje pole manewru do podnoszenia podatków przeciętnie i mało zarabiającym obywatelom. Zawsze może bowiem usprawiedliwiać się tym, że przecież podwyżka jest niczym wobec tego, jak wysoko opodatkowano finansowe elity. Co oczywiście nigdy nie jest prawdą. Każde wprowadzenie wysokich podatków dla dobrze zarabiających, czyli głównie dużego biznesu kończy się tym, że osoby takie uciekają przed wysokimi podatkami za granicę, tam gdzie te podatki są niższe.
W naszym przykładzie byłaby zapewne zatem tak, że zamiast zyskać na bogatych dodatkowe 7,5 mln zł, miasto straciłoby 1,5 mln zł w związku z ucieczką bogatych mieszkańców z ich podatkami do miejsca, gdzie nadal będą mogli płacić tyle co dotychczas, lub nawet jeszcze mniej. To proces, który można w Polsce zaobserwować już dziś.
Zapytany przez Gazetę Wyborczą o propozycję Buffetta inwestor giełdowy Zbigniew Jakubas, którego majątek "Forbes" szacuje na 880 mln zł powiedział szczerze: - Podniesienie podatków może doprowadzić do tego, że ludzie przestaną je w ogóle płacić i zaczną szukać innych rozwiązań.
Co zatem zrobić? Paradoksalnie, w interesie budżetów krajowych nie leży podnoszenie podatków dla ludzi należących do finansowych elit, ale ich maksymalne obniżanie. Tak aby wysokość podatków była dla nich atrakcyjna w porównaniu z innymi lokalizacjami. Przy tak prowadzonej polityce może się okazać, że to właśnie w Polsce osoby dobrze zarabiające zaczną szukać schronienia przed wysokim opodatkowaniem w ich własnych państwach.
Gdyby naszemu przykładowemu miastu bez podnoszenia podatków udało się ściągnąć dodatkowych bogaczy, na każdych 10 nowo osiedlonych milionerów zyskiwałoby 1,5 mln wpływów podatkowych. Gdyby liczba milionerów wzrosła do 100, dodatkowe wpływy wyniosłyby 13,5 mln zł. Dużo więcej niż po podniesieniu podatku lokalnym milionerom do 90 proc. Kłopot polega na tym, że tworzenie takich zachęt jest niepopularne społecznie. To po pierwsze.
Po drugie zaś, weszliśmy właśnie w okres podnoszenia podatków. Trend ten, wbrew temu w co zdaje się wierzyć nadal część polityków, będzie w najbliższych latach dominującym w świecie. Żadne liberalne teorie i zaklęcia publicystów, teoretyków i polityków nie będą tego niestety w stanie zmienić. Utrzymanie organizacji państwowych i ponadpaństwowych stało się zwyczajnie zbyt drogie, by udało się to przy obecnym poziomie opodatkowania.
Pytanie zatem nie czy, ale o ile podatki wzrosną. Wiele wskazuje na to, że testowanie poziomu, który społeczeństwa będą w stanie zaakceptować, właśnie się zaczęło.
Marek Kutarba
This post appeared on the front page as a direct link to the original article with the above link
.
Great article