The best weapon is often a sense of humor. So, Americans are deleting period-tracking apps and detailing their womb lives on Twitter, to the irritation of Republicans.
The June 24 decision of the U.S. Supreme Court overturning Roe vs. Wade, abolished the decades-old legal precedent which held that termination of pregnancy was protected by the values enshrined in the U.S. Constitution. For many American women and men, it was a deep shock (despite the fact a draft opinion was leaked in May).
As is the case in the European Union, for some U.S. states, the decision did not change much; for others, it was a wake-up call to enact legislation that would prevent a local ban (as Vermont did). But in many places, such as Texas, overturning Roe vs. Wade triggered an anti-abortion law that was previously inactive at the state level. Sometimes, this can be quite drastic.
The Case of a 10-Year-Old Girl from Ohio
One of the most shocking stories of recent weeks was recounted by President Joe Biden himself. In Ohio, a 10-year-old girl became pregnant as a result of rape. The legislation there is so strict that neither age nor the fact that the pregnancy was the result of a crime were sufficient grounds for a child to legally undergo termination of pregnancy. Ohio, where Republicans hold a majority, is one of the states that had "suspended" anti-abortion laws, which were then “put on hold” a few hours after the publication of the Supreme Court's decision. For several weeks, the state’s 2019 ban on abortion has been restored to prohibit the procedure from the moment a fetal heartbeat is detected. (In practice, therefore, abortion is allowed until about the sixth week of pregnancy; this does not mean that at such an early stage, the embryo has a heart, but the pulsation of energy of embryonic cells is detectable).
The 10-year-old underwent surgery in neighboring Indiana, which was reported by the obstetrician, Dr. Caitlin Bernard. Soon after, Indiana Attorney General Todd Rokita, a Republican, accused her of not reporting the issue and threatened criminal prosecution. According to Reuters, Bernard's lawyers intend to sue him for defamation.
Abortion in Words. ‘Pregnable People’
The NiemanLab, a journalism think tank, analyzed reactions to the story of the 10-year-old girl, including newspaper headlines such as “An Abortion Story Too Good to Confirm” in well-known news sources. Conclusion? The media are completely unprepared for this new reality.
“[E]vents this week make it very clear that if you can’t bear to believe it — even if it seems so impossible that it needs a heartily skeptical fact-checking treatment — it is going to happen. And reporters who want to tell these stories (and the news organizations those reporters work for) may have to abandon some conventional journalism wisdom in order to give the stories the attention they deserve,” NiemanLab concluded. Fortunately, the revision of attitudes toward reality is slowly taking place.
Another issue involves the vocabulary, pronouns, and words that remain, something people struggled with before. In the context of the attack on reproductive rights, appropriate and tactful treatment of those exposed to the effects of the abortion ban has become particularly important. The phrase "pregnable people" is infuriating. It literally means “people who are able to get pregnant,” but “pregnable” most often refers to vulnerability.
Heavy Period on Twitter
Importantly, pro-abortion resistance only occasionally falls into pathos. The best weapon is often a sense of humor. Take the case of a Texas resident, whose state equates abortion with homicide. Brandy Bottone is currently visibly pregnant. She was stopped by traffic police while driving in a high occupancy vehicle lane. Defending herself against the ticket, she emphasized that she was pregnant and that the fetus in her belly should count as any other passenger.
On Twitter, people shared the details of their womb life with more conservative Republicans. By tagging Sen. Ted Cruz and Gov. Greg Abbott, among others, they describe their "heavy periods" in detail, report that they experience "few contractions" or that they “sneezed in the shower and a red clot ran down the drain." This may evoke nostalgia among Polish feminists who sent letters to Prime Minister Beata Szydło in 2016 using the hashtag “#Difficult period.”
Period tracking apps have turned out to be a separate issue. After the Supreme Court’s draft opinion was leaked, American women began to delete these apps from their phones in droves. Now, a new level of action has emerged: women are encouraging men to install these apps in a gesture of solidarity and include notes that are as ridiculous as possible.
Abortion, Solidarity, Democracy
Many states have settled the question of abortion one way or another, and some are just planning their move. A constitutional referendum will be held in Kansas on Aug. 2, when residents will decide whether abortion is a regulated matter at the constitutional or local level. A “yes” vote will support the amendment stating that there is no constitutional right to abortion, giving state authorities the final word on the matter. This would overrule the 2019 Hodes & Nauser v. Derek Schmidt decision, in which the Kansas Supreme Court held that the Kansas Bill of Rights protects abortion.
Volunteers are already sending postcards to residents, asking them to vote “no.” They also include mini works of art performed in various ways.
As in Poland, surprisingly, the ban on abortion and the threat to reproductive rights turned out to be a great lesson in democracy and civic involvement. The solidarity of women, or rather people able to get pregnant, clearly extends beyond national and continental borders.
Często najlepszą bronią okazuje się poczucie humoru. Amerykanki kasują więc aplikacje do śledzenia okresu i opisują ze szczegółami życie swoich macic na Twitterze, drażniąc prawicowych polityków.
Ogłoszona 24 czerwca decyzja amerykańskiego Sądu Najwyższego, obalająca wyrok w sprawie Roe vs. Wade, zniosła obowiązującą kilkadziesiąt lat wykładnię, zgodnie z którą prawo do przerywania ciąży wynikało z wartości zapisanych w konstytucji USA. Dla wielu Amerykanek i Amerykanów był to głęboki szok (mimo że w maju wyciekła przygotowywana opinia sędziów).
Podobnie jak to jest w Unii Europejskiej, w części stanów niewiele to mogło zmienić, a dla innych był to dzwonek alarmowy, żeby zmienić prawodawstwo i uniemożliwić wprowadzenie lokalnego zakazu (tak zrobił Vermont). Ale w wielu miejscach, np. w Teksasie, zniesienie Roe vs. Wade uruchomiło istniejące w prawie stanowym, dotychczas nieaktywne przepisy antyaborcyjne. Niekiedy bardzo drastyczne.
Sprawa dziesięciolatki z Ohio
Jedną z najbardziej wstrząsających historii ostatnich tygodni przytoczył sam prezydent Joe Biden. W stanie Ohio dziesięciolatka wskutek gwałtu zaszła w ciążę. Prawodawstwo jest tak surowe, że ani wiek, ani fakt, że ciąża była skutkiem przestępstwa, nie stanowiły wystarczających przesłanek, by dziecko mogło legalnie poddać się procedurze przerwania ciąży. Rządzone przez republikanów Ohio to jeden ze stanów z „zawieszonymi” przepisami antyaborcyjnymi, które „odwieszono” kilka godzin po publikacji wyroku SN. Od kilku tygodni obowiązuje więc uchwalony w 2019 r. zakaz aborcji od momentu wykrywalności bicia serca płodu (w praktyce więc aborcja jest dozwolona do ok. szóstego tygodnia ciąży; nie znaczy to, że na tak wczesnym etapie embrion ma serce, ale wykrywalne jest pulsowanie energii jego komórek).
Dziesięciolatka przeszła zabieg w sąsiadującej Indianie, o czym poinformowała odpowiednie służby ginekolożka dr Caitlin Bernard. Niedługo potem prokurator generalny Indiany Todd Rokita, republikanin, oskarżył ją, że tego nie zrobiła, i zagroził postępowaniem karnym. Jak podaje agencja Reutera, prawnicy Bernard chcą go pozwać za zniesławienie.
Aborcja w słowach. Pregnable people
Dziennikarski think tank NiemanLab przeanalizował reakcje na historię zgwałconej dziesięciolatki, w tym pojawiające się w znanych tytułach prasowych nagłówki w rodzaju: „ta historia jest zbyt dobra, żeby zdarzyła się naprawdę”. Wniosek? Media są kompletnie nieprzygotowane na nową rzeczywistość: „Wydarzenia ostatnich tygodni bardzo jasno pokazały, że jeśli trudno w coś uwierzyć, nawet kiedy wydaje się to tak niemożliwe, że wymaga szeroko zakrojonego procesu weryfikacji z pozycji sceptyka – to jednak najprawdopodobniej się wydarzy. Reporterzy, którzy będą opowiadać te historie, a także organizacje, dla których pracują, będą musieli się pożegnać z częścią pewników, na których opiera się profesjonalna mądrość konwencjonalnego dziennikarstwa”. Na szczęście pomału ta rewizja własnego stosunku do rzeczywistości zaczyna następować.
Kolejną kwestią jest słownictwo, zaimki i końcówki – o które już wcześniej trwała walka. W kontekście zamachu na prawa reprodukcyjne właściwe i taktowne odnoszenie się do osób narażonych na skutki zakazu aborcji stało się szczególnie istotne. Furorę robi sformułowanie „pregnable people”. Dosłownie oznacza „osoby zdolne do zajścia w ciążę”, ale „pregnable” najczęściej odnosi się do podatności na ataki.
Obfity okres na Twitterze
Co ważne, proaborcyjny opór tylko niekiedy popada w patos. Często najlepszą bronią okazuje się poczucie humoru. Jak w przypadku mieszkanki Teksasu, stanu zrównującego de facto aborcję i zabójstwo. Brandy Bottone jest obecnie w widocznej ciąży. Została złapana przez drogówkę, kiedy jechała specjalnym pasem dla samochodów z wieloma pasażerami (HOV – High Occupancy Vehicle). Broniąc się przed mandatem, podkreślała, że przecież jest w ciąży, a płód w jej brzuchu powinien liczyć się jak każdy inny pasażer.
Na Twitterze pojawiły się z kolei osoby dzielące się szczegółami z życia swoich macic z politykami prawicy. Tagując m.in. Teda Cruza czy George’a Abbotta, z detalami opisują swój „obfity okres”, donoszą, że odczuwają „niewiele skurczów”, albo że: „kichnęłam pod prysznicem i do odpływu spłynął czerwony skrzep”. Akcja może wywołać nostalgię u polskich feministek, które słały listy do premier Beaty Szydło w 2016 r., używając hasztagu #TrudnyOkres.
Osobną kwestią okazały się aplikacje do śledzenia okresu. Już po wycieku projektu opinii Sądu Najwyższego Amerykanki zaczęły masowo kasować je z telefonów. Teraz pojawił się nowy poziom działań: kobiety zachęcają mężczyzn do instalowania ich w geście solidarności i umieszczania w nich możliwie jak najbardziej absurdalnych notatek.
Aborcja, solidarność, demokracja
Wiele stanów w taki czy inny sposób rozstrzygnęło kwestię aborcji, a niektóre z nich dopiero planują jakiś ruch. W stanie Kansas 2 sierpnia odbędzie się referendum konstytucyjne – mieszkańcy zdecydują, czy aborcja jest zagadnieniem regulowanym na poziomie konstytucji, czy lokalnej legislacji. Głos na „tak” oznaczać będzie poparcie poprawki głoszącej, że żaden zapis konstytucji nie stanowi podstawy prawa do aborcji, czyli ostatnie słowo w tej kwestii należy do stanowych władz. Kasowałoby to podstawy wyroku z 2019 r. w sprawie Hodes&Nauser v. Schmidt, gdy sąd stwierdził, że karta praw w Kansas obejmuje prawo przerywania ciąży.
Wolontariuszki już wysyłają pocztówki do mieszkańców, prosząc o głos na „nie”. To zarazem minidzieła sztuki zaangażowanej wykonywane w przeróżnych technikach.
Tak jak w Polsce, o dziwo, zakaz aborcji i zagrożenie praw reprodukcyjnych okazuje się wielką szkołą demokracji i obywatelskiego zaangażowania. Solidarność kobiet, a właściwie osób zdolnych zajść w ciążę, jak widać przekracza granice państw i kontynentów.
This post appeared on the front page as a direct link to the original article with the above link
.