Kandydaci w wyborach prezydenckich w USA są sympatycznymi dżentelmenami. Brudną robotę wykonują za nich “niezależne” komitety wyborcze, które wydają miliony na czarny PR
Mitt Romney, faworyt wyścigu po nominację prezydencką Republikanów, w swoich reklamach wyborczych nie tylko nie mówi źle o innych kandydatach, ale nawet w ogóle ich nie wspomina. Jest sympatyczny i uśmiechnięty. Opowiada, jak uratuje Amerykę i znajdzie pracę dla milionów bezrobotnych. Opowiada, jak wzorową rodzinę stworzył z żoną Ann, z którą jest od 42 lat. Wylicza swoje osiągnięcia w biznesie i polityce. W reklamach występuje też pogodna Ann, która zachwala przymioty charakteru męża.
W stanie Iowa, gdzie 4 stycznia odbyły się pierwsze w kolejności prawybory Republikanów, Romney wydał na takie pozytywne reklamy blisko milion dolarów. Ale to nie one zapewniły mu zwycięstwo. Wygrał głównie dzięki agresywnym spotom niezależnego komitetu wyborczego Restore Our Future (Odbudujmy Naszą Przyszłość). Brutalnie atakowały one Newta Gingricha, byłego przewodniczącego Izby Reprezentantów, który jeszcze w połowie grudnia wyraźnie prowadził w sondażach. Reklamy wypominały mu m.in. oszustwa podatkowe z końca lat 90., za które został dyscyplinarnie ukarany przez kongresową komisję ds. etyki, i poparcie, jakiego udzielił ekologom w walce z efektem cieplarnianym, co dla prawdziwego amerykańskiego konserwatysty jest nawet jeszcze bardziej kompromitujące.
Komitet Restore Our Future założony przez prawnika Romneya wydał na zniszczenie Gingricha około 3 mln dol. Nie ukrywa, że popiera Romneya, ale poza tym nie ma z nim zupełnie nic wspólnego. Jest, zgodnie z prawem, niezależny. Kiedy Gingrich publicznie wzywał rywala, żeby nakazał komitetowi zaprzestać ataków, Romney odparł: – Nie mogę się kontaktować z tym komitetem i niczego mu nakazywać, bo zgodnie z prawem jest ode mnie niezależny.
Pokrzywdzony Gingrich nie jest żadnym niewiniątkiem. Również on ma “niezależny” komitet wyborczy, nawet o podobnej nazwie: Winning Our Future (Wygrywamy Naszą Przyszłość). W najbliższą środę komitet Gingricha rozpoczyna kampanię telewizyjną w Karolinie Południowej, gdzie 21 stycznia odbędą się trzecie z kolei prawybory. Reklamy za 3,5 mln dol. będą przypominać historię Bain Capital.
Firma ta, założona w 1984 r. przez Romneya i jego partnerów biznesowych, kupowała przedsiębiorstwa na skraju bankructwa, przeprowadzała ich restrukturyzację (co zwykle oznaczało masowe zwolnienia z pracy) i sprzedawała je z zyskiem.
Taki model biznesowy przyniósł Romneyowi wielkie pieniądze (jego majątek jest wyceniany na 250 mln dol.). Ale w kampanii prezydenckiej jest balastem – kandydat nazywany jest np. “bezdusznym kapitalistycznym sępem”. Romney broni się, że Bain Capital uratowała tysiące miejsc pracy, bo wiele przedsiębiorstw przez nią zrestrukturyzowanych nie zbankrutowało. Oczywiście w reklamach komitetu Winning Our Future występują tylko ludzie, których firma Romneya wyrzuciła na bruk.
Schizofreniczna sytuacja, w której kandydaci udają niewiniątka, a jednocześnie prowadzą brutalną kampanię przy pomocy figurantów, jest w amerykańskiej polityce nowością. Doprowadził do niej sąd najwyższy USA, który w styczniu 2010 r. orzekł, że prywatne firmy mogą bez żadnych ograniczeń finansować “niezależne komitety wyborcze”. Każdy taki komitet wyborczy (tzw. SuperPAC) może z kolei bez żadnych ograniczeń finansować reklamy swojego kandydata, pod warunkiem że się z nim nie kontaktuje (czyli zachowuje “niezależność”).
Decyzja sędziów była prawdziwą rewolucją, bo w Ameryce prywatne firmy nie mogą finansować kandydatów, a osoby prywatne mogą podarować ulubionemu politykowi najwyżej 2.5 tys. dol. (albo 30,8 tys. dol. dla partii politycznej).
Sąd Najwyższy stworzył lukę prawną, dzięki której wielkie korporacje mogą do woli finansować kandydatów. W dodatku potajemnie! Wprawdzie “niezależne komitety” muszą ujawniać darczyńców, ale może być wśród nich zrzeszenie typu 501(c)4 (nazwa od paragrafu w kodeksie podatkowym), a takie zrzeszenie nie musi ujawniać darczyńców, pod warunkiem że popieranie konkretnego kandydata nie jest jego główną działalnością. To gotowy przepis na pranie brudnych, tzn. sekretnych, pieniędzy. Z powodzeniem stosuje go m.in. Karl Rove, główny strateg i najskuteczniejszy kwestor Partii Republikańskiej, który założył niezależny komitet American Crossroads i zrzeszenie typu 501(c)4 o nazwie American GPS. Komitet dostaje pieniądze od zrzeszenia, które dostaje je nie wiadomo skąd.
Wielu polityków, w tym prezydent Barack Obama i jego republikański rywal w 2008 r. senator John McCain, krytykowało decyzję sądu najwyższego. Zamazuje ona i tak już wyjątkowo mętne powiązania biznesu i polityki w Waszyngtonie. Teraz, kiedy kongresmen głosuje np. za ulgami podatkowymi dla przemysłu naftowego, to nigdy nie wiadomo, czy dlatego, że uważa je za dobre dla Ameryki, czy dlatego, że nafciarze potajemnie sponsorowali jego kampanię.
A wybory zamieniają się momentami w kabaret, bo “niezależność” komitetów wyborczych jest kpiną. W niedzielnej debacie kandydatów w telewizji NBC Romney i Gingrich zarzekali się, że nawet nie oglądają reklam swoich “niezależnych” komitetów, ale potem bezwiednie wdali się w zaskakująco szczegółową dyskusję na temat tego, co jest w tych reklamach.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.