A dispute about social inequalities in the United States, so topical before the presidential election, is taking place at the airports as well. The question is: Can some passengers be treated better than others during the inspection?
Drastically toughened after 9/11, inspections at American airports have proceeded so far according to absolutely democratic rules: With no exceptions, everyone used to be subject to similar, painstaking procedures. Wait in a long line, take your belt and shoes off, take the computer out of your bag, pass through the metal detector barefoot. Sometimes, if you are unlucky or seem suspicious, two guards will take you to a separate room, where one of them will make a body search, which means he will pat the whole of your body, including the unmentionables; another will observe to remove the suspicion of wicked fondling by the first one (and both of them will heartily apologize with each pat).
These rules used to apply to everyone, regardless of how much he/she paid for the ticket, what state post he/she holds or how many billions he/she amassed on an account. Also, regardless of how much time to departure he/she has left. In the U.S. nobody makes a fuss for latecomers; they are not sent, as in Europe, to priority gates to catch the plane.
Six months ago, Sen. Rand Paul, a favorite of the American right wing, experienced the airport democracy when a gate at the Nashville airport detected something suspicious on him. The senator did not want to be subjected to the patting procedure, which some people called fondling; consequently he did not fly anywhere and was even detained for some time in a small room as a potentially dangerous person.
When patting/fondling was first introduced two years ago in the U.S., some people suggested applying procedures similar to the ones utilized in Israel. At the Ben Gurion airport in Tel Aviv, guards choose passengers of high risk for a detailed inspection who are — frankly speaking — mostly Arabs or Muslims. However, narrowing, as this safety procedure is professionally called, was rejected categorically in the U.S.
“No one in the U.S. will be suspected because of appearance,” repeats President Barack Obama on many occasions.
The issue became almost a taboo subject. Well-known public radio journalist Juan Williams was fired for one sentence said on television: “When I see somebody in a turban come into my plane, I feel things are heating up…”
Anyway, something has changed recently: The main airlines created priority gates for business class and selected frequent flyer passengers with the Transportation Security Administration’s approval. Since they pay more, they do not have to stand in a line, take their shoes off and take their computers out.
The issue, seemingly natural, is rather controversial. Everyone agrees easily to a common practice that airlines let “better” passengers onto a plane first — those who paid more for the tickets. Yet passing through security gates, charged by the government, is another pair of shoes.
After 9/11, $2.50 was added to every ticket for security matters; this money goes to the TSA. If all passengers pass the hat around for their safety in equal measure, what gives some of them the right to be favored at the gates?
This question is posed, among others, by Sen. Ben Nelson of Nebraska, who worked out a bill forbidding favoring passengers during inspection (it is now waiting for its turn in the Senate). Airlines wish it all the worst; the rich, disheartened with painstaking inspections, in the end will not fly with business class, but will rent or buy a private jet.
“It is like reserving separate lines on public roads for owners of better cars — the newest Mercedeses, Lexuses and BMWs,” says Slate Magazine, which describes the airport dilemma of the TSA. The solution seems to be obvious: The common collection of $2.50 should be given up. Passengers who are in a rush can pay $10 or $20 for the TSA. Thus, the exemplary American airport democracy will be saved.
Spór o rosnące nierówności społeczne w Ameryce, tak aktualny przed wyborami prezydenckimi, toczy się również na lotniskach. Pytanie brzmi: czy podczas kontroli niektórzy pasażerowie mogą być traktowani lepiej niż inni?
Kontrole na amerykańskich lotniskach, drastycznie zaostrzone po zamachach 11 września 2001 r., przebiegały do niedawna według reguł absolutnie demokratycznych: wszyscy bez wyjątku podlegali tym samym żmudnym procedurom. Odczekaj swoje w długiej kolejce, zdejmij pasek i buty, wyciągnij laptopa z torby, przejdź na bosaka przez bramkę prześwietlającą. Czasami, jeśli masz pecha albo jeśli wydasz się podejrzany, dwaj strażnicy zabiorą cię do osobnego pomieszczenia, gdzie jeden z nich dokona osobistego przeszukania, czyli oklepie cię po całym ciele, nie wykluczając miejsc wstydliwych, a drugi będzie się cały czas przyglądał, żeby pierwszy nie został posądzony o niecne obmacywanie (przy czym obaj będą cię przy każdym klepnięciu gorąco przepraszać).
Takie reguły obowiązywały każdego bez względu na to, ile zapłacił za bilet, jakie pełni funkcje państwowe i ile milionów zgromadził na koncie. I bez względu na to, ile zostało mu do odlotu. Ze spóźnialskimi nikt się w Ameryce nie cacka, nie kieruje ich, tak jak w Europie, do priorytetowych bramek, żeby zdążyli na samolot.
Lotniskowej demokracji doświadczył pół roku temu senator Rand Paul, ulubieniec amerykańskiej prawicy, kiedy bramka na lotnisku w Nashville wykryła na nim coś podejrzanego. Senator nie chciał poddać się procedurze poklepywania, nazywanej przez niektórych obmacywaniem, i w konsekwencji nigdzie nie poleciał, a nawet zatrzymano go na pewien czas jako potencjalnie niebezpiecznego w jakimś niewielkim pomieszczeniu.
Kiedy dwa lata temu wprowadzano w Stanach oklepywanie/obmacywanie, pojawiły się pojedyncze głosy, by stosować podobne procedury jak w Izraelu. Na lotnisku Ben Guriona w Tel Awiwie strażnicy wybierają do szczegółowej kontroli pasażerów wysokiego ryzyka, czyli - mówiąc wprost - najczęściej Arabów lub muzułmanów. Jednakże profilowanie, jak fachowo nazywa się tę procedurę bezpieczeństwa, zostało w USA kategorycznie odrzucone.
- Nikt w Ameryce nie będzie podejrzany za wygląd - powtarza przy różnych okazjach prezydent Barack Obama.
Sprawa stała się wręcz tematem tabu. Znany dziennikarz publicznego radia Juan Williams wyleciał z pracy za jedno zdanie wypowiedziane w telewizji: "Kiedy widzę, jak do mojego samolotu wchodzi ktoś w turbanie, robi mi się gorąco...".
Ostatnio jednak coś się zmienia - główne linie lotnicze w porozumieniu z urzędem ds. bezpieczeństwa transportu (TSA) stworzyły priorytetowe bramki dla biznes klasy i wybranych pasażerów frequent flyer. Skoro płacą więcej, to nie muszą stać w kolejce, zdejmować butów ani wyciągać laptopa.
Sprawa, choć pozornie naturalna, jest mocno dyskusyjna. Wszyscy łatwo godzą się z powszechną praktyką, że linie lotnicze najpierw wpuszczają do samolotu "lepszych" pasażerów, którzy zapłacili więcej za bilety. Ale przechodzenie przez bramki kontrolne nadzorowane przez rząd to już co innego.
Po 11 września do ceny każdego biletu w USA dodawane jest dwa i pół dolara na bezpieczeństwo - te pieniądze trafiają do TSA. Skoro wszyscy pasażerowie zrzucają się na swoje bezpieczeństwo tak samo, jakim prawem niektórzy z nich są faworyzowani przy bramkach?
Pytanie takie stawia m.in. senator z Nebraski Ben Nelson, który przygotował w kwietniu projekt ustawy zakazującej faworyzowania pasażerów przy kontroli (czeka ona na swoją kolej w Senacie). Linie lotnicze życzą jej jak najgorzej, ponieważ zniechęceni żmudnymi kontrolami bogacze ostatecznie nie polecą biznes klasą, tylko wynajmą lub kupią prywatny odrzutowiec.
"To tak, jakby dla posiadaczy lepszych aut - najnowszych mercedesów, lexusów, bmw - zarezerwować oddzielne pasy ruchu na drogach publicznych" - twierdzi portal Slate, który opisuje lotniskowy dylemat TSA. Jego rozwiązanie wydaje się oczywiste - należy zrezygnować z jednej dla wszystkich składki dwa i pół dolara. Pasażerowie, którym się spieszy, niech płacą 10 czy 20 dolarów składki na TSA. Wtedy wzorowa amerykańska demokracja lotniskowa zostanie uratowana.
This post appeared on the front page as a direct link to the original article with the above link
.